Nasza recenzja

Umbra

Sambor Kostrzewa - twórca i lider muzycznego projektu pt. Sambor, ponownie oferuje nam swoją niezwykłą wizję postrzegania, rozumienia i wyrażania emocji za pomocą elektronicznych dźwięków i  i intrygujących słów, a czyni to za sprawą wydania najnowszego - trzeciego już albumu pt. "Umbra". Płyta za niesie sobą 7 wyjątkowych, niepokojących, metafizycznych i niezwykle emocjonalnych kompozycji, które to składają się na bardzo inteligentną i wielce przemyślaną opowieść o ludzkim życiu, jako wielkiej pogoni za czymś, co nazywamy marzeniami i szczęściem...

Najnowsze dzieło Sambora stanowi swoistą kontynuację drogi, jaką to zespół ten podążał na poprzednim albumie - "Bruksizm", wydanym wiosną 2015 roku. Tym samym ponownie mamy tu do czynienia z intrygującą, nietuzinkową i bardzo inteligentnie zaaranżowaną muzyką elektroniczną, opartą przede wszystkim na syntezatorach, ale także i klawiszach, perkusjonaliach, gitarze, oraz basie. Muzyką nawiązującą do dawnych klimatów lat 80-tych, ale też i ukazaną tu w na wskroś współczesny sposób, zarówno w zakresie samych bitów, sampli, podkładów, jak i bardzo ciekawego i dobrego wokalu Sambora Kostrzewy. Efektem tego staje się bardzo zajmująca podróż po świecie onirycznych doznań muzycznych, czasami bardziej sennych, czasami z lekką nutą pikanterii i chaosu, za każdym razem jednak pełnych zaskoczeń, niewiadomych i niedopowiedzeń, jakie to towarzyszą nam w ostatnich taktach każdego z zawartych tu utworów.

I tak jak żadna z dotychczasowych płyt formacji Sambor nie była nigdy lekka, łatwa w odbiorze, oczywista w interpretacji..., tak ten najnowszy album wydaje się być chyba najbardziej skomplikowanym spośród wszystkich dotychczasowych. Mam tu na myśli sam charakter tych utworów, wymowę zawartych w nich słów, moc i siłę oddziaływania emocji z nich płynących, które to tak naprawdę poznajemy i dostrzegamy dopiero za którymś odsłuchem z kolei... Owszem, na płycie tej znajduje się jeden świetny, przebojowy kawałek, który może zagościć na dłużej na antenach polskich rozgłośni radiowych, wymykając się tym samym z tej bardzo hermetycznej, awangardowej i jakże alternatywnej otoczki, ale jak mówi mądre przysłowie - "wyjątek potwierdza regułę". Tym samym trafnym wydaje się stwierdzenie, że płyta ta jest przeznaczoną głównie dla wymagającego słuchacza, który nie tylko zechce ją poznać, docenić, dać się jej porwać, ale także i zrozumieć... Czy to łatwe zadanie? Z pewnością nie, ale nie od dziś wiadomo, iż to co najtrudniejsze, jest najciekawsze:)

Siedem kompozycji, większość z wokalem, kilka wolniejszych w swym charakterze, kilka zaś zdecydowanie bardziej energicznych. A szczegółowiej rzecz ujmując, sprawa ma się następująco. Oto album otwiera kawałek pt. "Days of Umbra", czyli instrumentalna propozycja bez słów, oparta w głównej mierze na ciekawych rozwiązaniach syntezatorowych, intrygujących pogłosach, gitarze w tle i pięknych dźwiękach klawiszy, co daje całości bardzo metafizyczny efekt. Drugi utwór - "The Great Escape", to kolejna intrygująca, dosyć spokojna podróż przez elektroniczne dźwięki, niektóre naprawdę zjawiskowe, zwłaszcza te w końcowej partii rozbrzmiewania tego kawałka, a do tego obfitująca w bardzo ciekawe partie wokalne, niskie w zwrotkach, i wysokie w refrenie. Kolejny utwór, czyli "Solaris", to pierwsza polskojęzyczna propozycja na tym albumie. Bardzo oszczędna w dźwięki, za to wielce wymowna w słowa, które to zarówno za sprawą swojego inteligentnego znaczenia, jak i również bardzo specyficznego śpiewania Sambora (niemalże od niechcenia), pozostają w naszej głowie na bardzo długi czas... Czwarta pozycja na tej płycie nosi tytuł "Lost in Time", i można o niej powiedzieć przede wszystkim to, że stanowi chyba najbardziej balladową propozycję spośród wszystkich zawartych tu utworów, w której to na pierwszy plan wysuwają się piękne dźwięki klawiszy, najpierw łagodne i delikatne, a pod koniec szybkie, żywe i energiczne... I tak docieramy do wspominanego powyżej najbardziej przebojowego utworu na tym krążku, czyli kawałka pt. "Pożar". To świetny, żywy, wpadający w ucho utwór z bardzo energicznym wokalem na czele, który to w mej ocenie zasługuje na wielkie słowa uznania, jak i również na to, by mogła go poznać jak najszersza grupa polskich słuchaczy. Następny utwór na płycie - "Tender Commander", stanowi kolejny ukłon w stronę ballady, z charakterystycznym dla tego gatunku wokalem, oraz spokojną, emocjonalną, delikatną ścieżką dźwiękową, którą tworzą tu przede wszystkim syntezatory.  Album ten wieńczy zaś utwór pt. "Galapagos", czyli kolejna uczta przepięknych dźwięków spod perkusjonaliów, klawiszy i syntezatorów, które to spaja bardzo dobry aranż, oraz raz jeszcze udany wokal Sambora...

Album "Umbra" należy z pewnością do tego rodzaju płyt, które określamy mianem "wymagających". Wymagających od nas skupienia, uwagi, otwartości na dość odważne i niekonwencjonalne rozwiązania pod kątem aranżacyjnym. Niemniej, owe "poświecenie" słuchacza płyta ta wynagradza bardzo przyjemną muzyką, ciekawą ścieżką dźwiękową, intrygujący wokalem oraz wartościową i ważną warstwą tekstową, które to wspólnie tworzą naprawdę udany produkt. Oczywiście, albumem tym Sambor Kostrzewa "Ameryki nie odkrywa", ale już jakiś mniejszy, polski, nieznany dotąd nam muzyczny świat, jak najbardziej... Z pewnością nie wiele takich płyt powstaje w naszym kraju, a co za tym idzie tym bardziej warto doceniać właśnie takie projekty, jak płyta "Umbra". Aby jednak nie było tak słodko, to na koniec podzielę się tą oto moją nieco uszczypliwą opinią, iż na miejscu artysty czasami lepiej jest poczekać kilka miesięcy dłużej, aby móc wydać album z nieco większą ilością utworów, aniżeli tylko siedem...

Lista utworów:

1. Days of Umbra
2. The Great Escape
3. Solaris
4. Lost in Time
5. Pożar
6. Tender Commander
7. Galapagos

Komentarze: