Nasza recenzja

The Road

Chociaż Michała Pakulskiego trudno zaliczyć do muzyków znanych z pierwszych stron gazet, to jednak jego dotychczasowy dorobek robi niezłe wrażenie. Ten 33-letni gitarzysta grał już z kilkoma zespołami, wśród których były choćby Euphoria, Unicorn czy Dream Channel, a przede wszystkim jego własny projekt – The Good Stuff. Współpracował z czołówką polskiej sceny popowej i rockowej, w tym z muzykami wywodzącymi się z takich zespołów, jak Fatum czy Juice. Teraz przyszedł czas na solowy debiut w postaci instrumentalnej płyty „The Road”.

Trzeba przyznać, że w czasach, gdy trafienie na porządny, rockowy kawałek w większości polskich stacji radiowych niemal graniczy z cudem, już sam pomysł nagrania instrumentalnego, gitarowego albumu budzi szacunek. Jakkolwiek by na to nie patrzeć, taki materiał ma niewielkie szanse na przebicie się do jakiegokolwiek radia (chyba, że bardzo niszowego). Ma to wszakże jedną, za to sporą zaletę: skoro z góry wiadomo, że nie będzie walki o czołowe miejsca list przebojów – to można nagrać taką płytkę, jaką się chce. I właśnie to chyba stało się udziałem Michała Pakulskiego, który chciał nagrać album tak bardzo pod każdym względem dopieszczony, że utwory, które miały się na nim znaleźć, tworzył – z przerwami – przez ostatnie 7 lat!

Owocem tej siedmioletniej pracy jest osiem kompozycji, trwających łącznie zaledwie 25 minut. Malutko, zdawałoby się, jak na tak długi czas przygotowywania tego albumu. Po odsłuchaniu całości okazuje się jednak, że „dłuższy” nie zawsze znaczy „lepszy” – dwudziestokilkuminutowa dawka instrumentalnego rocka wydaje się w tym wypadku dawką „w sam raz”.

Aż dziw bierze natomiast, jak wiele różnorodności zdołał Michał zmieścić w tych 25 minutach! Po krótkim, raczej spokojnym intro zatytułowanym „Memories” pojawia się prawdziwa petarda w postaci utworu „Pain” – nieprzypadkowo chyba wybranego na singiel promujący płytę. Szybki, energiczny utwór ze zmieniającym się tempem i riffami, w których Pakulski brzmi momentami niczym Steve Vai – to jest to, co rockowe tygryski lubią najbardziej! Równie ciekawy jest tytułowy „The Road” – dynamiczny kawałek z wirtuozerską solówką. Po nim następują trzy spokojniejsze utwory – chilloutowa „13th Planet”, romantyczna „For The Rest Of My Life” o mocno bluesowym zabarwieniu, oraz balladowa „Lullaby”, napisana przez Michała dla synka – Ksawerego. Z kolei fanom Def Leppard na pewno spodoba się „Two Poles”, w która słychać mocne inspiracje twórczością Joe Elliotta i spółki. Na koniec nadciąga ostra, przebojowa „Supernova”, w której Michał raczy nas – zgodnie z tytułem kawałka – istnymi eksplozjami dźwięków.

Chociaż Michałowi Pakulskiemu troszkę jeszcze brakuje do poziomu prezentowanego przez czołówkę wirtuozów gitar w rodzaju wspomnianego Vaia, Satrianiego czy Santany – to jednak „The Road” udowadnia, że dystans ten nie jest taki znowu duży. Na pewno natomiast sam album należy uznać za udany – w czym zasługa nie tylko samego Pakulskiego, ale i towarzyszącej mu sekcji rytmicznej w osobach perkusisty Michała Szpotakowskiego i basisty Łukasza Jóźwiaka. Znakomite aranżacje, świetna współpraca muzyków uczestniczących i dobra produkcja – to wszystko sprawia, że zdecydowanie warto poświęcić niecałe pół godziny na muzyczną podróż z Michałem Pakulskim. A może spodoba się Wam tak bardzo, że będziecie tę podróż odbywać nawet częściej?

Michał Pakulski – „The Road”
Premiera: 2 września 2016 r.
Dystrybucja: Sonic Records

Tracklista:

01. Memories
02. Pain
03. The Road
04. 13th Planet
05. For The Rest Of My Life
06. Lullaby
07. Two Poles
08. Supernova

Komentarze: