Już 25 marca ukaże się długo wyczekiwany nowy krążek fińskiej glamrockowej formacji Reckless Love, zatytułowany „Turborider”. W oczekiwaniu na premierę tego albumu wywiadu udzielił nam wokalista tego zespołu, Olli Herman. Zapraszamy do lektury zapisu tej rozmowy!
Wywiad w imieniu portalu wyspa.fm przeprowadził Mateusz M. Godoń.
MATEUSZ: Rozmawiamy w przeddzień premiery waszego piątego albumu, „Turborider”, który ukaże się 25 marca. Długo wyczekiwanego, muszę dodać, bo od waszego ostatniego krążka, „InVader”, minęło sześć lat. Czemu trwało to tak długo?
OLLI: Cóż, po prostu mieliśmy pecha. Początkowo to miały być cztery lata, ale nie da się przewidzieć wszystkiego. Taka pandemia, na przykład. Byliśmy w trasie promującej „InVader” przez dwa lata, potem uznaliśmy, że pora na przerwę, bo na tamtym etapie byliśmy po ośmiu latach koncertowania. Postanowiliśmy, że odpoczniemy rok, może półtora i wrócimy – i tak w zasadzie było. Tak zaczęliśmy 2020 – to miał być rok powrotu. I oto siedzę tu, w swoim domowym biurze w roku 2022, przekładając europejską trasę koncertową. Na szczęście przyszła w końcu pora na wydanie wyczekiwanego albumu. Sześć lat to kupa czasu, wiele się może wydarzyć. Nawet mnie samemu jest trudno uwierzyć, że to już tak długo.
MATEUSZ: To fakt! A jak wyglądał sam proces twórczy? Czy pandemia miała na niego wpływ?
OLLI: O tak, i to na wiele sposobów. Ale ostatecznie sam proces był bardzo naturalny. Mieliśmy pomysł i wizję, i były one jasne od początku. W sensie, zawsze wiedzieliśmy, że Reckless Love musi ewoluować, żeby przetrwać, więc musimy się trochę zmienić. I wiedzieliśmy, że po tak długim okresie, po sześciu latach, to musi brzmieć inaczej. Weszliśmy do studia, mieliśmy przygotowanych kilka piosenek, ale mieliśmy też nowego producenta, Joonasa Parkkonena, który był bardzo podekscytowany nowym stylem i kierunkiem, w którym podążamy. Poszliśmy za tym głosem, zostawiliśmy raptem dwie piosenki z wcześniej przygotowanych, a resztę napisaliśmy tak naprawdę z marszu, w przeciągu dwóch tygodni, następnie nagraliśmy to w dwa-trzy miesiące i wreszcie mieliśmy gotowy mix. Więc to był bardzo naturalny, choć szybki proces – bardzo inspirujący! Ale pandemia wpłynęła na nas na różne inne sposoby. Zespół przechodził przez różne fazy w ciągu tych dwóch lat. Każdy z nas miał własne problemy zdrowotne. Hessu, nasz perkusista, miał operację kręgosłupa. Ja i nasz gitarzysta Pepe mieliśmy problemy z sercem. Straciłem bliskiego przyjaciela, więc byłem w sporym dołku rok temu, na wiosnę. To wszystko miało wpływ na atmosferę i nastrój nowego albumu. Może dlatego jest on mroczniejszy, niż jakikolwiek poprzedni krążek Reckless Love. Ostatecznie, tempo jest szybsze, to trochę taka bardziej mroczna i maniakalna strona zespołu. Ale jednocześnie są na nim bardzo pozytywne akcenty. Więc wydźwięk nie jest jednoznacznie mroczny i ponury – tak naprawdę, to bardzo rozrywkowy album. Takie jest przesłanie. Zawsze chodzi o dobrą zabawę!
MATEUSZ: Tak jak powiedziałeś, „Turborider” różni się znacznie od waszych poprzednich albumów. Ale dla mnie to nie tylko kwestia innej atmosfery – lecz wręcz rewolucja w brzmieniu Reckless Love. Utrzymaliście swoje melodyjne, glamrockowe brzmienie, ale dodaliście wyraźny element synthwave’u. Co was zainspirowało do pójścia w tym kierunku?
OLLI: W sumie zabawne, że ludzie traktują to jako coś całkiem nietypowego. To coś odmiennego od tego, co było wcześniej – a jednocześnie to nic nowego. Nawet na naszym debiutanckim albumie słychać było takie brzmienia – nagraliśmy kawałek „Back To Paradise” z elektryczną perkusją i sekwencją syntezatorów. Wszystkie elementy już przerabialiśmy, tylko może na pierwszym albumie poszliśmy bardziej w rockowe lata 70-te, niż taką muzyczną tandetę końca lat 80-tych [śmiech]. Ale tak, elementy synthwave’u już się przebijały. I od lat chodziło mi to po głowie, bo odkryłem ten gatunek w okolicach 2014, może 2013 roku. Oglądałem wtedy film „Drive” z Ryanem Gosslingiem i na soundtracku było kilka kawałków Kavinskiego, francuskiego reprezentanta synthwave’u, i zakochałem się w tej muzyce. Są w niej wszystkie elementy, które można znaleźć też u nas. Podobna melodyjność, rytm, klimat lat 80-tych. Od dziecka inspirowały mnie dźwięki elektrycznej perkusji. Takie, jak w „Turbo” Judas Priest czy „5150” i „1984” Van Halen. „Hysteria” Def Leppard też ma zbliżone brzmienie. Pod tym kątem, synthwave i hair metal czy sleaze rock są do siebie zbliżone. Ale do tej pory nikt nie łączył ze sobą tych gatunków. Powiedziałem o tym naszemu producentowi Joonasowi i naszemu gitarzyście Pepe. Obaj byli tym bardzo zainspirowani, więc po prostu zaczęliśmy pisać i skończyło się na tym, że wpletliśmy elementy synthwave’u w nasze typowe, sleazerockowe brzmienie. Bardzo mnie to cieszy, bo wszystkie te inspirujące albumy zespołów z lat 80-tych, o których mówiłem, były nagrywane 40 lat temu. Więc po co robić jeszcze raz coś, co funkcjonowało już cztery dekady wstecz? Bez sensu, nie chcę odgrzewanych kotletów. Chcę tworzyć coś nowego. Uznaliśmy, że synthwave będzie odpowiedzą, że odświeży nasze brzmienie. Tak właśnie połączyliśmy dwa gatunki.
MATEUSZ: W tytułowym kawałku „Turborider” da się wyraźnie słyszeć inspirację Judas Priest. Wspomniałeś już o albumie „Turbo”, ale ja tam słyszę bardziej „Painkillera” – w twoim stylu śpiewania i w riffach. Słusznie?
OLLI: Jak najbardziej! Od zawsze byłem fanem Roba Halforda. Jest takim prototypem metalowego frontmana, do tego jest niesamowitym wokalistą i jakoś zawsze naturalnie przychodziło mi śpiewanie w taki sposób, jak on. Zabawne jest to, że nawet o nim nie wiedziałem, dopóki ktoś mi o nim nie powiedział – jak byłem szczylem i zaczynałem śpiewać w Reckless Love, ktoś zwrócił mi uwagę, mówiąc: „Masz świadomość, że brzmisz trochę jak Rob Halford?”. A ja odpowiedziałem wtedy: „Rob Halford, a kto to?” [śmiech]. Wtedy dowiedziałem się o istnieniu Judas Priest. Więc pomyślałem, że posłucham i może podłapię od niego parę tricków, a zakochałem się w muzyce. Teraz mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że Rob Halford jest jedną z moich największych wokalnych inspiracji. Definitywnie przemyciłem trochę „Painkillera” do „Turboridera”. Zresztą, nawet w warstwie lirycznej, ukryłem małe odniesienie – takie puszczenie oka do fanów Judas Priest, żeby wiedzieli, że też uwielbiam ten zespół i bardzo doceniam ich muzykę.
MATEUSZ: Zauważyłem! A przy okazji, czy ktoś już oferował wam wykorzystanie tego utworu w reklamie jakichś nowoczesnych samochodów elektrycznych? Bo zdecydowanie to powinno nastąpić!
OLLI: Taka propozycja jeszcze nie padła, ale czekamy z otwartymi ramionami! [śmiech]
MATEUSZ: Ktoś musi to podłapać, prędzej czy później [śmiech]. Promocję albumu zaczęliście jednak od piosenki „Outrun”. Dlaczego akurat od niej?
OLLI: „Outrun” to jeden z najbardziej melodyjnych utworów na płycie, a dla nas zapoczątkował całą przemianę. To pierwszy kawałek, który napisaliśmy na ten album. I mieliśmy poczucie, że idealnie odzwierciedla naszą nową wizję, jest jej najczystszą formą. Dlatego uznaliśmy, że warto od niego zacząć. Ale też dlatego, że jest zupełnie inny od naszych poprzednich singli. Do tego jest fajny, optymistyczny. W pierwszym teledysku chcieliśmy pokazać imprezę, taką u szczytu rockowego szaleństwa, nie jakąś pandemiczną. Chcieliśmy dużego kontrastu. Chcieliśmy, żeby teledysk wyglądał, jak byśmy kręcili go w 2019 roku i bawili się na prawdziwej, rockandrollowej imprezie. Wybraliśmy do tego lokalne centrum gier, bo w takich miejscach spędzaliśmy dzieciństwo, do tego nawiązuje tekst piosenki. To taka piosenka o miłości grana na automatach. Jak momenty, w których naparzałeś w Sega Rally z fajną laską. Wiesz, „Pokonam wszystkich rywali i zdobędę tę dziewczynę, zanim zdążysz się obejrzeć!” [śmiech]. Dlatego ten utwór nam pasował. Chcieliśmy też zadziornego kawałka, z którym ludzie nie będą wiedzieli, co zrobić. Takie wiesz, „Co oni znowu wymyślili? To coś zupełnie innego!”. I wybraliśmy ten kawałek na singiel po to, żeby ludzie mogli się dziwić.
MATEUSZ: Mnie na pewno zdziwił! Wspomniałeś już o graniu na automatach – cały ten album ma taki klimat – lata 80-te, gierki, samochody o dziwnych kształtach. Czasem jak słucham tej płyty, to mam wrażenie, że to taka muzyczna wersja „Nieustraszonego” – na pewno wiesz, o czym mówię. Lubisz takie klimaty, odniesienia do lat 80-tych w popkulturze?
OLLI: I to jak! Wszystkie te elementy popkultury i programy telewizyjne, seriale jak „Stranger Things”, który jest jednym z moich ulubionych, albo „Cobra Kai” – uwielbiam te retro-serie w klimacie lat 80-tych! Urodziłem się w latach 80-tych, ale byłem za młody, by z nich w pełni korzystać. Ominęła mnie cała zabawa. Byłem dzieciakiem i chciałem chodzić grać na automatach, brać udział w koncertach, na które chodzili moi starsi kuzyni z rodzicami. I ominęły mnie wszystkie dobre filmy. Nie mogłem wtedy obejrzeć „Miami Vice”, bo było zbyt brutalne dla dzieciaka i cała zabawa przeszła mi koło nosa. Gdy byłem nastolatkiem w latach 90-tych, najlepsze czasy rockandrolla już się skończyły, więc postanowiłem spróbować je odtworzyć. Cała koncepcja, cały pomysł na album „Turborider”, to rodzaj ucieczki. Chcieliśmy stworzyć własne lata 80-te według swojej wizji – bo tak naprawdę nie było tak różowo i fajnie – to były raczej szare, bure, monotonne, zajebiście nudne czasy. Nie było YouTube’a, tylko jakiś szajs typu magnetofon. W telewizji był tylko jeden kanał [śmiech]. I takie były lata 80-te – nudne w ciul. Więc postanowiliśmy stworzyć takie lata 80-te, że lata 80-te by się powstydziły, taką naszą odjechaną wersję. O to chodzi w „Turboriderze”. To takie przerysowane lata 80-te. Bardzo, bardzo utopijne [śmiech].
MATEUSZ: Na albumie znajdziemy też cover piosenki Ozzy’ego Osbourne’a, „Bark At The Moon”. Jak to się stało, że sięgnęliście po ten kawałek?
OLLI: W sumie to był pomysł naszego producenta, Joonasa, ja byłem tym przerażony! [śmiech] Jestem wielkim fanem Ozzy’ego, gdzieś w szafie wala mi się ze 20 koszulek nawiązujących do jego postaci. Więc moją pierwszą reakcją było: „Pojebało cię?” [śmiech]. Przecież to kultowy kawałek. Jak niby mamy go ulepszyć? Jest idealny. Cokolwiek robisz, nie ruszaj „Bark At The Moon”. Ale on trwał przy swoim. Mówił o tym jakieś dziesięć minut – jego pomysł na ten kawałek był taki, że ma idealny riff, rytm pięknie wpisuje się w syntezatory, więc klimat synthwave’u i elektroniczna perkusja wydobędą z niego nowe brzmienie. No i oryginał nie był nagrywany z clicktrackiem, więc w sumie, to nie trzyma rytmu. Zaczyna się bardzo szybko, potem zwalnia, taka dziwna, oldschoolowa muzyka. A jak przyspieszysz go z clicktrackiem, będzie brzmiał inaczej, bardziej szorstko i industrialnie. Jego założeniem było: „Nie musisz sprawić, by był lepszy od oryginału. Ma być inny od oryginału”. Więc spróbowaliśmy to nagrać i wyszło zajebiście. Przybiliśmy sobie piątkę. Wiesz, jestem bardzo dumny z tego, że to zrobiliśmy. Jako fan Ozzy’ego uważam, że to ukłon w jego stronę. Ta wersja nie próbuje naśladować czy udawać Ozzy’ego. Jest po prostu inna. Jest nasza. I wiem, że znajdą się ludzie, którzy jej nie zdzierżą. Ale to od nich zależy, czy będą chcieli jej słuchać, czy nie.
MATEUSZ: Mnie się bardzo podoba!
OLLI: Och, dziękuję!
MATEUSZ: Wspominaliśmy już o datę premiery albumu – 25 marca, choć wcześniej mówiło się o 25 lutego. Skąd ta nagła zmiana planów?
OLLI: Powód był dziwny. W naszej zachodniej kulturze to niespotykane, że ktoś ci mówi: „Słuchaj, nie damy rady tego zrobić, bo nie ma materiałów”. Pochodzę z pokolenia, któremu niczego nigdy nie brakowało. Nie mieli dostatecznej ilości winylu i papieru – to zabawne w sumie, że ze wszystkich dostaw na świecie ta była opóźniona, więc wydrukowali tylko część nakładu. Mieliśmy więc jakąś ilość egzemplarzy już gotowych, im brakowało kilku dostaw, więc pytamy się: „Ale o co chodzi?”. A oni na to: „wygląda to tak, że ludzie w Japonii dostaną swoje płyty na czas, ale większość Europy nie”. Na to my: „Ale że jak, przecież chodzi o to, że premiera albumu jest wszędzie jednocześnie, nie?”. Tak się wydaje albumy, prawda? To by było dziwne, część fanów dostałaby albumy, na Spotify płyta by była, a nasi fani w Finlandii czekaliby kolejny miesiąc na płyty, które zamówili w pre-orderze. Więc postanowiliśmy, że tak nie będzie, musi być uczciwie dla wszystkich. Przesuńmy datę albumu o miesiąc, żeby był dostępny wszędzie w tym samym czasie, bo tak powinno się wydawać płyty – przynajmniej naszym zdaniem. To była jedyna sensowna opcja.
MATEUSZ: To zrozumiałe! Masz jakąś ulubioną piosenkę na albumie – szczególnie wśród tych, o których jeszcze nie rozmawialiśmy?
OLLI: No cóż, każdy zadaje mi to samo pytanie i to naprawdę trudny wybór, bo to wszystko nasze piosenki, więc traktuję je trochę jak swoje dzieci [śmiech]. Ale ostatnio udało mi się ograniczyć do dwóch. Pierwsza to tytułowy „Turborider” – i jest tytułowy nie bez powodu. To jakby podsumowanie całego albumu, zmiany w stylu, reaktywacji Reckless Love, o czym wspominam też w tekście. Więc to mój faworyt, mam wrażenie, że to w sumie faworyt wszystkich. I na żywo będzie brzmiał rewelacyjnie, bo choć musieliśmy przełożyć trasę, udało nam się przećwiczyć go na próbach. I słyszałem go z tych wielkich głośników. Oszalejecie na jego punkcie na żywo!
MATEUSZ: Już nie mogę się doczekać!
OLLI: I kolejnym moim ulubieńcem z tego albumu jest kawałek „Kids Of The Arcade”, utrzymany w stylu głębokich lat 80-tych. Ma lekko głupawy, zabawny tekst i za to go uwielbiam [śmiech]. Do tego jedna z moich ulubionych gitar plus perkusja – elektryczna perkusja w zasadzie – gra tam pierwsze skrzypce. Szczególnie przy wejściu do refrenu. Uwielbiam ten kawałek!
MATEUSZ: Ciekawy wybór! Mnie osobiście podoba się też „Like A Cobra”. Czy to odniesienie do serialu „Cobra Kai”, o którym wspominałeś?
OLLI: Nie, to raczej kolejne nawiązanie do Judas Priest. Na ich ostatnim studyjnym albumie, „Firepower”, jest piosenka „Never The Heroes”. A Rob Halford ma taki dziwny sposób pisania tekstów, bo czasami, a w zasadzie moim zdaniem całkiem często, umieszcza najbardziej chwytliwe hasło na samym początku utworu. I tak właśnie zrobił z tym kawałkiem. To idzie tak: „Like a cobra they will strike…”. I to siedziało mi w głowie. „Like A Cobra”, jaki świetny pomysł na piosenkę! I jak zaczęliśmy pisać i usłyszałem melodię, wiedziałem od razu, że to właśnie będzie „Like A Cobra”. Ma takie brzmienie, jakbyś właśnie przyczajał się na kogoś.
MATEUSZ: Dokładnie tak! Fani uwielbiają was także za ballady, takie jak „Fantasy” czy „Edge Of Our Dreams” – a jednak na tym albumie nie ma ani jednej. Dlaczego?
OLLI: To wyszło dość naturalnie. Mieliśmy pomysł na balladę, ale nie pasowała do reszty albumu. To nie tak, że założyliśmy sobie nagranie albumu w stu procentach w klimacie synthwave. Nie o to nam chodziło. Mieliśmy pomysł na wolniejszy kawałek, ale jak dobieraliśmy utwory na płytę, mieliśmy poczucie, że nie potrzeba tam ballady. Ogólnie, tempo „Turboridera” jest najwyższe ze wszystkich naszych płyt – to bardziej dynamiczny album w porównaniu do „InVader” czy „Spirit”. To płyta, która mocno ciśnie – i to jest hipnotyzujące, jak rozpędzony pociąg, którego nie chcesz zatrzymywać. Jakby potrzeba było czegoś gigantycznego, by go złamać i zwolnić. Dlatego zdecydowaliśmy: „OK, może nie damy ballady na ten album, ale nagrajmy ją i tak”. Po czym nagrywaliśmy wciąż coraz więcej i więcej szybkich kawałków i zrobiło się ich tyle, że postanowiliśmy, że na balladę nie będzie miejsca. Ale szło nam tak dobrze, że na pewno nagramy kolejny album wkrótce. Więc może na następnym się zmieści?
MATEUSZ: Trzymam kciuki! Wspomniałeś już, że mieliście wrócić w 2020 roku. Wydaliście wtedy kawałek „Loaded”. Dlaczego nie trafił na nowy album, choćby nawet jako bonus? Czy jest szansa, że zostanie kiedyś wydany na fizycznym nośniku, na przykład jako singiel przy okazji Record Store Day?
OLLI: Raczej mało prawdopodobne, i to z wielu powodów. Po pierwsze, to był taki pojedynczy wybryk, ten singiel z założenia był wydany jako coś odrębnego. Nigdy nawet nie mieliśmy zamiaru umieszczać go na albumie. A gdy zaczęliśmy nagrywać „Torboridera”, mieliśmy poczucie, że ta płyta pokazuje większy obraz. To jak fresk, a „Loaded” w ogóle tam nie pasował. To coś zupełnie nie w klimacie „Turboridera”, co popsułoby całą koncepcję – podobnie jak ballada. To trochę dziwna kombinacja. Jeśli zdecydowalibyśmy się umieścić „Loaded” na płycie, musielibyśmy nagrywać perkusję od nowa, dodać syntezator, w zasadzie nagrać całą piosenkę od nowa. A nie chcieliśmy tego robić. Jest jeszcze jeden powód – „Loaded” było wydane przez inną wytwórnię płytową, niż ta, w której obecnie jesteśmy. Więc marne szanse, by dwie wytwórnie się dogadały w kwestii praw autorskich do piosenki na płycie.
MATEUSZ: Jasne, to absolutnie zrozumiałe.
OLLI: Ale wiesz, mam świadomość, że piosenka była bardzo dobrze przyjęta i ja rozumiem, że ludziom jest przykro, iż nie została nigdzie wydana. Więc nie martw się, nie porzucimy jej! To wciąż jedna z najchętniej słuchanych i najczęściej odtwarzanych piosenek Reckless Love, więc w setliście pozostanie. Niewykluczone, że może kiedyś zostanie częścią jakiejś kompilacji, jeśli zdecydujemy się coś takiego wydać.
MATEUSZ: Wypijmy za to! [śmiech] Ale odejdźmy na chwilę od nowego materiału i cofnijmy się w czasie. 15 lat temu przez krótki czas byłeś wokalistą Crashdïet. Jak wspominasz tamte czasy? Czy jest szansa, że coś jeszcze kiedyś razem nagracie?
OLLI: O tak, to było niesamowite przeżycie! Akurat rozmawiałem ze szwedzkim dziennikarzem przed tym wywiadem i zadał mi to samo pytanie. Nigdy nie mów nigdy, utrzymuję kontakt z chłopakami i życzę im jak najlepiej, czuję, że jesteśmy w pewien sposób ze sobą związani. Byliśmy kiedyś zespołem, opiekowaliśmy się sobą nawzajem przez półtora roku i wiążą się z tym tylko miłe wspomnienia. Więc czemu nie? Jeśli mieliby kawałek, w którym chcieliby, żebym zaśpiewał, na pewno wezmę to pod uwagę. Ale może nie teraz, może gdzieś w przyszłości. Ale tak, dobrze wspominam tamten czas! Wiem, śmiesznie to brzmi, bo jakby było tak super, to gralibyśmy razem do tej pory. Nasze drogi się rozeszły i były ku temu powody. Ale z drugiej strony minęło trochę czasu, a czas ma takie zabawne działanie – sprawia, że pamiętasz tylko dobre rzeczy i chcę, żeby tak zostało. Bardzo lubię chłopaków. Życzę im jak najlepiej, to naprawdę fajni ludzie.
MATEUSZ: Na pewno! W czasie, gdy Reckless Love chwilowo zawiesiło działalność, brałeś udział w kilku projektach, w tym w supergrupie The Local Band. Jak ci się pracowało z Alexim Laiho? Czy ten projekt funkcjonuje dalej po jego śmierci?
OLLI: The Local Band, no cóż… W pewnym sensie trwa dalej, w naszych sercach i umysłach. Ale wątpię, czy jeszcze kiedykolwiek zagramy, to był projekt Alexiego i Jussiego. Byli najlepszymi przyjaciółmi i razem założyli The Local Band. To było ich dziecko. To był ogromny zaszczyt i przywilej, że wybrali mnie na frontmana grupy. Praca z Alexim to była bajka. Był ogromnie utalentowany. Do tego bardzo sympatyczny człowiek. Wiesz, pracowałem z najlepszym metalowym gitarzystą świata, co tu jest do dodania? Na scenie dowodził wszystkim, słyszał każdy dźwięk, wszystko miał pod kontrolą. Zajmował się wszystkim jakby wiedział dokładnie, dokąd wszystko zmierza. Bardzo łatwo się z nim pracowało. Musiałeś się tylko skupić na tym, co sam chcesz zrobić. Zawsze można było na niego liczyć, zaprzyjaźniliśmy się. Traktowałem go jak starszego brata, którego nigdy nie miałem. Inspirowała nas ta sama muzyka. Słuchaliśmy tej samej muzyki jako dzieciaki. Jego inspiracja miała oczywiście zupełnie inne ujście, niż moja, ale i tak spędziliśmy mnóstwo pięknych chwil, słuchając razem kapel z lat 80-tych. Obaj na przykład byliśmy wielkimi fanami Poison.
MATEUSZ: Też jestem fanem Poison! Ale to bardzo przykre, że wraz z odejściem Alexiego, odszedł też The Local Band.
OLLI: Wiesz, to jest tak, że Alexi był tak istotną częścią formacji, że bez niego to nie ma sensu. Nie wyobrażam sobie The Local Band bez Alexiego albo bez Jussiego.
MATEUSZ: To smutne, ale zrozumiałe. Ostatnio nagrałeś też kilka piosenek po fińsku. Czym różniło się nagrywanie solo od pracy z Reckless Love i innymi zespołami? I czy będzie z tego solowy album?
OLLI: To był taki projekt wciśnięty między wszystko inne, bo postanowiliśmy zrobić sobie przerwę i reszta chłopaków miała rodziny – do tej pory je mają. Więc chcieli spędzić trochę czasu z bliskimi. A ja nie miałem rodziny – miałem za to dużo czasu. Napisałem więc kilka piosenek, nagrałem i Universal Finland je wydał. Ale nie, nie robiłem tego z myślą o albumie. A jeśli kiedyś nagram solowy album po fińsku, to tych piosenek na nim nie będzie. One pełnią bardziej funkcję takiego pamiętnika spomiędzy innych projektów – pięciopiosenkowego pamiętnika szaleńca [śmiech].
MATEUSZ: Jasne! Wróćmy do teraźniejszości. Mieliście w planach trasę koncertową promującą nowy album, ale jak wiele innych zespołów, musieliście przełożyć koncerty na jesień z powodu pandemii. Teraz dochodzi kolejny czynnik – wojna Rosji z Ukrainą, która zdestabilizowała sytuację polityczną w Europie i nikt nie jest w stanie przewidzieć, jakie to będzie miało konsekwencje. W sytuacji, gdy COVID wciąż rozprzestrzenia się po świecie, a konflikt zbrojny między dwoma wielkimi narodami zatrważa nas wszystkich, tobie i twoim kolegom z branży muzycznej musi być bardzo trudno wykonywać swą robotę?
OLLI: Tak. Znaczy, to specyficzna sytuacja, ale nie nazwałbym jej trudną dla muzyków. Trudną sytuację mają teraz ludzie na Ukrainie. To, co się tam zdarzyło, to ogromne nieszczęście. Mam nadzieję, że to wszystko się szybko skończy. To by dało jakieś zakończenie, ale jednocześnie oznaczało ciężkie czasy – teraz mamy do czynienia z pełnowymiarową wojną, więc nawet, jakby miała się zakończyć w tej chwili, odbudowanie kraju będzie trwało latami. To okropne! Dla mnie najważniejsze teraz to pomóc Ukraińcom i zakończyć tę wojnę jak najszybciej. Dla świata to też ogromnie ważne, by wrócić do życia – życia bez strachu, bez wojny i bez pandemii. Oczywiście, musimy nauczyć się żyć z wirusem, ale musimy też otworzyć świat. Musimy pozwolić ludziom żyć i się bawić. To odpowiedź na wszystko. Miłość i dobra zabawa. Nic innego nie ma znaczenia. Więcej radości. Zawsze. To lek na całe zło. Dlatego dla mnie coraz ważniejszy jest rozwój kultury, dobra muzyka, świetne seriale, książki, dzieła sztuki, które pozwalają ludziom żyć. Dają chwile wytchnienia i motywację, by iść dalej.
MATEUSZ: Amen! Załóżmy więc optymistycznie, że sytuacja ustabilizuje się do jesieni i będziecie mogli pojechać w trasę bez przeszkód. Czy jest szansa na koncert w Polsce? Mnóstwo fanów czeka tu na was!
OLLI: Bardzo bym chciał. Nie wiem, bo nie pamiętam wszystkich terminów koncertów, ale mam nadzieję, że mamy też zaplanowany koncert w Polsce. A jeśli nie, to chciałbym móc go dodać jak najszybciej.
MATEUSZ: Trzymam kciuki! Pytam, bo do tej pory udało się wam zagrać u nas tylko raz, w 2014 i to był niezapomniany koncert, więc z niecierpliwością czekamy na kolejny.
OLLI: Dziękuję!
MATEUSZ: Masz jakieś wspomnienie związane z waszą wizytą w Warszawie, którym mógłbyś się z nami podzielić?
OLLI: O, tak! Pamiętam bardzo dobrze. To była nasza pierwsza trasa z nowym operatorem światła, Alexem, który pracuje z nami do teraz. I pamiętam, że miał wtedy dopiero 16 lat i zgodziłem się nim zaopiekować – wszyscy w zespole się zgodziliśmy – bo jest synem bardzo znanego gitarzysty z fińskiego zespołu Popeda. Ponieważ jego ojciec doskonale wie, co się dzieje w czasie tras koncertowych, miał jedno żądanie: „Pamiętajcie chłopaki, dzieciak ma dopiero 16 lat, więc musicie się nim zająć”. Doskonale pamiętam tamtą noc, bo to był jeden z naszych pierwszych koncertów, może drugi albo trzeci w tej trasie. Reszta ekipy zrobiła mega imprezę w autobusie, bo to dobry koncert był, i ja z Alexem jako jedyni byliśmy trzeźwi. Chciałem mu dotrzymać towarzystwa – zresztą, sam nie chciałem pić, bo alkohol w trasie to morderstwo dla strun głosowych. Dlatego nie piłem. Więc poszliśmy z Alexem na tył autobusu, odpaliliśmy grę na konsoli i popijaliśmy jakąś polską lemoniadę czy coś w tym stylu – etykieta była cała po polsku, więc nie wiem co to było. Na pewno coś lokalnego, z czym nie mieliśmy wcześniej do czynienia. Zajebiste to było! I pamiętam, jak tam siedzieliśmy i pykaliśmy w gierkę, popijając oranżadkę w czasie, gdy inni chlali i roznosili autobus – i pomyślałem sobie wtedy „O, fajnie, znowu mam 16 lat i jadę na wycieczkę klasową!” [śmiech].
MATEUSZ: Super wspomnienie! Ale porozmawiajmy teraz chwilę o przyszłości. Premiera albumu będzie miała miejsce 25 marca. Jesienią, dalibóg, pojedziecie w trasę – a potem? Macie jakieś bardziej dalekosiężne plany?
OLLI: Tak, mamy sporo planów, ogłosiliśmy już na przykład udział w Monsters Of Rock Cruise na Florydzie. A to dopiero w 2023 roku. Oczywiście, szukamy też możliwości zaaranżowania przy okazji amerykańskiej trasy koncertowej. Nie mamy jeszcze nic zabookowanego, ale są plany i mam nadzieję, że się spełnią. Jest parę koncertów w Ameryce Łacińskiej, przełożonych z 2020. Chcemy też wrócić do Japonii i dołożyć parę koncertów w Europie. Więc kalendarz jest zapełniony po brzegi koncertami i mam nadzieję, że będziemy je mogli ogłosić już wkrótce.
MATEUSZ: Trzymam kciuki, żeby wszystko poszło zgodnie z planem. Zbliżamy się powoli do końca tego wywiadu – czy jest coś, czym chciałbyś się podzielić ze swoimi fanami w Polsce?
OLLI: No cóż, to było kilka naprawdę, naprawdę ciężkich lat dla nas wszystkich – dla Reckless Love to były szczególnie trudne lata. W pewnym momencie myślałem nawet, że nie wrócimy do grania. Ale wróciliśmy. Najważniejsze, to stawić czoła przeszkodom pozornie niemożliwym do pokonania, nieważne czy to wojna, pandemia czy brak motywacji – trzymaj się mocno i patrz w przyszłość. Życie jest jak rollercoaster, tak samo jak rock and roll, czasem spadasz szybko w dół, ale jak się dobrze przytrzymasz, wracasz na szczyt. Dlatego trzymaj się i pewnego dnia zobaczysz światło na końcu tunelu, i zobaczysz też nasze twarze. Zrób z naszej muzyki soundtrack do twojej jazdy kolejką w górę. Więcej zabawy – to najważniejsze. Dbajcie o siebie nawzajem!
MATEUSZ: Dziękuję za te miłe słowa i za całą tę rozmowę, i oczywiście za świetną muzykę. Obserwuję wasz zespół od samego początku i zawsze wierzyłem, że wrócicie po przerwie – bardzo się cieszę, że tak się stało! Album jest rewelacyjny i mam nadzieję, że wkrótce zobaczę was na żywo.
OLLI: Też mam nadzieję zobaczyć cię na naszym koncercie! Chciałbym coś jeszcze dodać na koniec. Tu w Finlandii słyszymy wiele wspaniałych historii o Polakach pomagających ukraińskim uchodźcom. Robicie kawał dobrej roboty. Są też Finowie, którzy pojechali do Polski po Ukraińców, żeby im pomóc. Ludzie naprawdę się spisują, oferując swoją pomoc, a to jedna z najpiękniejszych rzeczy na tym świecie. Przywracacie wiarę w ludzkość.
MATEUSZ: Tak jest! Dziękuję w imieniu Polaków. Oczywiście, będziemy dalej robić, co w naszej mocy. Dbaj o siebie!
OLLI: Ty też, dziękuję za tę rozmowę.
MATEUSZ: Dziękuję również!
***
On March 25th, the long-awaited new album of the Finnish glam rock group Reckless Love, “Turborider”, will finally be released. While waiting for the premiere of this album, we spoke with the band's frontman Olli Herman. Enjoy!
The interview was conducted by Mateusz M. Godoń on behalf of our website.
MATEUSZ: We are talking on the eve of the premiere of your fifth studio album, “Turborider”, which is set for the release on March 25th. It was long awaited, because this year marks six years since you guys released your last album “InVader”. What took you so long?
OLLI: Well, basically it's bad luck, really, that it took this long. It was supposed to be more like four years, but sometimes you can't foresee what will happen. Just like there was a little thing called the pandemic in between. I mean, we toured for “InVader” for two years, and after that we decided it's time for a break, because in total, we've been touring for eight years, pretty much. And we decided that it's going to be a year, maybe a year and a half of a sabbatical, and then we'd come back – and we actually did. That's how we started 2020 – it was supposed to be the comeback year. And here I am in 2022, still sitting at my home office, postponing the European tour. But luckily, it's time to release the album and it's long awaited for sure. Six years is a long time and a lot can happen in that period. I can hardly believe myself that it's been that long.
MATEUSZ: Yeah, definitely. So what was the process of creating the album like? Was it in any way affected by the pandemic?
OLLI: Yeah, in many ways. But I think it was a very natural process in the end. And we had the idea, we had the concept. The vision was clear from the get go. I mean, we kind of always knew that Reckless Love has to evolve in order to survive, so we need to change a little bit. And we knew that after such a long period of time, like six years, it's bound to be different than before. And we went into the studio, we had a bunch of songs, but we had a new producer called Joonas Parkkonen, who got really enthusiastic about the new style and the new direction where the band is headed to. And we kind of got into the style and we kept only two songs out of the bunch that we had and ended up writing the whole album pretty much on the spot in two weeks, and then recording it in two-three months from the beginning until they finalized mixed version. So it was a very, very natural and fast process, very inspiring as well. Still, the pandemic affected us in many other ways. The band has gone through various different stages during this two year period. Each and every one of us had our own health issues. Hessu, our drummer, had a back surgery. Me and our guitarist Pepe, we both had some heart issues. I lost a very dear friend of mine, so I was very depressed during like a period a year ago, spring last year. So everything kind of affected it and the atmosphere and the mood on the new album. Maybe that's why it's got much darker than any Reckless Love album before. It ended up being, like, the tempo is higher than on any of the records before, and it's kind of this manic and more dark side of Reckless Love. But at the same time, the highlights are very bright as well. So it's not all about the dark and gloomy stuff – actually, it's all about having fun. It's the undertone. It's always about good times.
MATEUSZ: As you've just said, “Turborider” significantly differs from the band's previous albums. But for me it's not just a different atmosphere – I'd dare to say that it is kind of a reinvention in terms of sound for Reckless Love. You kept this general melodic glam rock core, but added some strong synthwave element to it. What's the inspiration behind taking this very musical direction?
OLLI: Well, it's funny that people find it so very different. It is different than before, but at the same time, it's not. I mean, even on the first record, we had these elements – we had a song called “Back to Paradise” that has the electric drum kit on it. It has the sequenced synthesizers on it. All the elements are there, even though on the first record, it's kind of leaning more into the seventies type of rock more than into the late eighties type of crazy, insanely cheesy melodic rock [laughter]. But yeah, we kind of let the synthwave elements come in here. And it was something that I had in my head for years and years and years, because that's the genre that I found out about, I think, that was in 2014, maybe even 2013. I saw a movie called “Drive” with Ryan Gosling in it, and the soundtrack featured a few songs by Kavinsky, this French synthwave artist and I fell in love with this music. It's got all the elements that our music kind of has. The rhythmic quality is the same. It's got all those eighties type of sounds. The sounds that influenced me when I was a kid, are all the electric drums. Same as on Judas Priest's “Turbo” and Van Halen's “5150” or “1984”. Def Leppard's “Hysteria” has those same type of sounds. Synthwave kind of shares that common ground with hair metal and sleaze rock through that kind of thing. But it hadn't been done before that those two would have incorporated each other or could merge in any way. And I mentioned that to our producer Joonas and our guitarist Pepe. Both of them got super inspired by it, and we just started writing and we ended up kind of merging the synthwave elements into our brand of sleaze rock, which I'm really happy about, because all the influences that I mentioned about the 80s bands, those records were done 40 years ago. So what's the point of making something again that was already done 40 years ago? That's not even the question. I don't want to do anything like that. I want to create something new. And we kind of felt that synthwave was the answer to make it relevant again, to make it modern. And that's how the fusion happened.
MATEUSZ: In the title song “Turborider”, I can easily notice some Judas Priest influences. You've already mentioned the album “Turbo”, but what I’m hearing is rather the style that Halford and the company presented on “Painkiller” – you know, your singing style here and the riffs. Is that a correct observation?
OLLI: Yes, it is! I've always been a huge fan of Rob Halford. Rob Halford is a prototype of a metal frontman and he's an insane vocalist and I've always had a knack for singing like him, naturally. Funny that I didn't even know about him until somebody pointed out when I was a kid, when I started singing in Reckless Love and somebody pointed out that, “did you know that your sound kind of reminds of Rob Holford?”. And I was like, “Rob Halford, who's that?” [laughter]. And they brought on Judas Priest. So I thought that I'll start listening to that and maybe I can find some tips from there, and maybe I can steal some tricks from him and ended up falling in love with that music. So now I can say that one of my biggest influences as a singer is Rob Halford. So definitely some “Painkiller” vibes are present there in “Turborider” as well. There's actually even a lyrical notion – a little line that I incorporated into the lyrics just to make it clear to all Judas Priest fans that I actually do adore Judas Priest and I really want to cherish that type of music.
MATEUSZ: Sure I've noticed that! By the way, has anyone offered you some money already for using the chorus of this song in a commercial of some modern electric cars? If not – someone definitely should!
OLLI: No, they haven't. But we're eagerly waiting for offers! [laughter]
MATEUSZ: Sure, I've no doubt that someone will contact you about this, sooner or later [laughter]. You started promoting the album with the song called “Outrun”. Why did you feel that this very song should be the first single?
OLLI: “Outrun” was one of the most melodic songs on the record, and we kind of felt like it was the starting point for the whole change. That was the first song that was written for the record. And it kind of felt it was a straight continuum from the vision that we had that came out in its pure form. So that felt like the right track to go with. And we also felt like it's the right track to go with because it's quite a bit different from something that we released before. And it's also a very feel-good song. So we wanted to have one of the first videos to have a party in it, just like we did when we were like at the height of the rock and roll mayhem, not in the pandemic. We kind of wanted to make it a real big contrast. We wanted the video to feel like it was 2019 again, having a real rock and roll party. And we chose to shoot the video in a local arcade because we all grew up in an arcade and that kind of the lyric of the song. It's kind of like an arcade version of a love song. It's like those moments when you play a Sega Rally with a hot girl. You know, “I'm going to outrun each and every one of these rivals, and I'm going to get that girl before you do!” [laughter]. So it felt like the right track. We also wanted it to be somewhat of an attention seeker so that people would be puzzled about it. You know, “What are they going to do? This is so different!”. And we kind of did that, because people were really surprised by the choice.
MATEUSZ: Yeah, myself included! As you've already mentioned arcade games – this whole album just smells like the spirit of the late 80s in a way – like, you know, arcade games, unusual cars. Sometimes when I listen to the material it even feels like listening to the music incarnation of “Knight Rider”, if you know what I mean. Are you personally a fan of such aesthetics in popculture?
OLLI: Oh yeah, big time! And all the pop culture elements and TV shows and shit like that, like “Stranger Things”, which was one of my favorites, “Cobra Kai” – I'm a sucker for those eighties retro series! And I'm from the generation that actually lived through the 80s, but was too young to actually take part in it. I missed out on the fun. It's kind of like I was a little kid and I wanted to go into the arcades and I wanted to go to the rock shows that my older cousins and my older friends could do with their parents. And I missed out on all the good movies. I couldn't watch “Miami Vice” because it was too violent for a kid, and I missed out on the fun. When I was a teenager during the 90s, the fun was over from rock and roll, so I had to recreate it. And the vision and the concept for the whole “Turborider” album was basically we kind of jokingly said that this is like an escapism type of thing. We wanted to create our imaginary version of the 80s – like the 80s, was actually not hot pink, but rather really brown and really gray and really dull and fucking monotonous time. You didn't have YouTube. You had those fucking pieces of junk, like cassette players and shit like that. There was only one TV show that you could watch [laughter]. And that was the 80s. That was really a boring time. So we wanted to make something that was more 80s than the 80s, and that's kind of our imaginary version of it. And that's what “Turborider” is all about. It's like, this is the over-the-top version of the 80s, imaginary. So utopian, really utopian [laughter].
MATEUSZ: The tracklist of the album includes a cover of Ozzy Osbourne's song “Bark At The Moon”. Why did you choose to include this very track on your album?
OLLI: Actually, the idea came from our producer, Joonas, and I was horrified by it! [laughter] I'm a huge Ozzy fan myself – I have like 20 Ozzy shirts lying there in a cupboard. And my first reaction was, “Are you fucking insane?” [laughter]. It's, like, the most iconic Ozzy song. How can you make it any better? It's perfect as it is. Whatever you do, don't touch “Bark At The Moon”. And he kind of stood his ground for it. He spoke for ten minutes or so – his idea for it was, it's got the perfect riff and the rhythmic quality goes well with the synthesizers, so the synthwave synthesizers and the electric drums are going to give it a nice twist. And the original is not played on a click track, so it's out of time, basically. It starts very fast, but it slows down, so it's a weird type of old school kind of music. And as soon as you speed it up to a click track, it's going to sound very different and rigid and very industrial. And his point was, “you don't have to make it better than it is. You have to make it different”. So we set out to try it out, and it ended up being fucking awesome. We high-fived on it. You know, I'm really proud that we did it. As an Ozzy fan, I felt like it's a tribute to an Ozzy song. It's not even trying to be anything like what Ozzy did. It's just different. It's our version of it. And I know that some people are going to fucking hate this version. Well, you know, it's up to them if they want to listen to it or not.
MATEUSZ: Personally, I love it!
OLLI: Oh, thank you very much!
MATEUSZ: We've already mentioned the album's postponed release date – it's March 25th instead of February 25th. What's behind this last-minute change of plans?
OLLI: The reason was weird. This is really a weird thing in our western culture that somebody tells you that, “OK, we can't do it because we're out of something”. And I'm the generation that's never been out of anything. It's like they were out of vinyl and they were out of paper, and that's funny as hell, because of all the shipments around the world that had been postponed and they were late, so they had printed out a few copies. So we had some of the records already done, but they were missing a few of the shipments and we were like, “What do you mean?”. And they were like, “Well, this means that, OK, the people in Japan are going to get the record in time. Most of the Europe is not”. And we were like, “What the fuck do you mean, like, isn't it supposed to be out everywhere simultaneously, right?”. Yeah, that's the idea of a record release, right? So it felt funny to actually have records out somewhere, have a version on Spotify, and if some of our fans in Finland basically would have wanted the record and they already pre-ordered a vinyl, maybe or a CD, they would have to wait for a month for it. So we decided that, OK, fair play for everybody. Let's just postpone the whole album by a month and release it simultaneously everywhere, because that's how records are supposed to be released – in our opinion, at least. And yeah, that was pretty much the only decision there was to be made.
MATEUSZ: That's understandable, absolutely! Do you have any favorite song on this album that we haven't covered yet? And if so, which one is it and why?
OLLI: Well, actually every interviewer has asked me the same question, and basically it's a very hard choice because they're all songs that we've done, and it's kind of like, they're all my children [laughter]. But yeah, lately I've narrowed it down to two songs. First one is “Turborider”, the title track – and it's a title track for a reason. It kind of summarizes everything that this record is about and the new style change and everything - the rebirth of Reckless Love, which is actually mentioned in the lyrics as well. So that one is my favorite, and very much a favorite of everybody else as well. And it's going to work really well live as well because I've had the pleasure of going through the tour rehearsal, even though we have to postpone the whole thing. And I've heard it from a big sound system live. So it's going to blow your minds when you hear it live!
MATEUSZ: Can't wait to hear it, then!
OLLI: And another one, one of my favorites from the album, is a song called “Kids Of The Arcade”, and it's a very 80s-esque song. It's got a goofy, funny lyric in it, and I fucking love that [laughter]. And one of my favorite guitar sounds plus the drums – actually, the electric drums – get to become the song in this one. So they're in a huge role, especially in the pre-chorus. So I really love this song as well.
MATEUSZ: All right, thanks for sharing these thoughts! I can tell you that I totally love the song “Like A Cobra”. Is that a reference to the TV series “Cobra Kai” which you've already mentioned in this conversation?
OLLI: Not really, though, I mean, it kind of came up because that's also a Judas Priest influence for me. I mean, on “Firepower”, the latest studio album by Judas Priest, there is the song called “Never The Heroes”. And Rob Halford, he has this weird way of writing lyrics – because sometimes, and this is quite a few times, in my opinion, he drops, like, the catchiest piece of lyric as the first line of the song. And he did the same thing in this song. It goes, “Like a cobra they will strike...”. And that kind of got stuck in my head. “Like A Cobra”, what a great fucking title for a song! And once we started writing this song and I heard the melody, I knew exactly it's supposed to be “Like A Cobra”. It's got the move that you're gonna be sneaking up on somebody.
MATEUSZ: Yeah, definitely! So you guys are appreciated for your ballads, like “Fantasy” or “Edge Of Our Dreams” – and yet there is not even a single one on this album. Why?
OLLI: I think it kind of was a natural development. We had an idea for a ballad, but it didn't quite fit on this album. It's not like we wanted to make a pure synthwave album. That was not the point. But we had this idea for a slow song, and it always felt like when we piled the tracks, we felt like it doesn't need the slow song. I mean, the general tempo of “Turborider” is the highest of any Reckless Love album - the average tempo is way higher than on “InVader” or “Spirit”. So it's much more relentless type of album, and it's kind of hypnotic, like a train that you don't want to stop. It's like it would take something huge to fucking try to break it down and slow it down. So we just decided that, “OK, maybe it's not supposed to be on this album – let's just let it run through”. And you know, we just did more and more like higher and higher tempo songs, and we ended up with so many good songs we decided there's no room for a ballad on this album. But we also noticed that this is going so well that we're definitely going to do another album sometime. So maybe there's room for a ballad on the next one?
MATEUSZ: Fingers crossed! You've already mentioned that the comeback of Reckless Love was slated for 2020. That year you guys released a song called “Loaded”. Why wasn't it included on the new album, at least as a bonus track? Is there any chance for it to be released on a physical medium, for example, as a special single for Record Store Day?
OLLI: I mean, that's highly unlikely because there's plenty of reasons, but the first reason is that it was kind of a one-off, like a single that was already meant to be released as a separate entity. We never even planned on putting it on this album. And when we started out working on “Turborider”, we felt like this album is a bigger picture. It's like a huge fresco of an album, and “Loaded” just didn't fit it at all. It's completely different type of thing from “Turborider”, and it would have ruined the album - same thing with the ballad, as well, of course. I mean, it's kind of a weird mixture. If we would have “Loaded” incorporated in there, we would have had to re-record the drums and all the synths and do everything basically again. And we didn't want to do that. And another reason for the fact that we didn't include this song on “Turborider” is that it's released by another company that we're on nowadays. So it's highly unlikely that the two record companies are going to do a collaboration on it.
MATEUSZ: Sure. That's totally understandable.
OLLI: Yeah. But I mean, I've heard a lot of good feedback for the song and, you know, I acknowledge the feeling that people are bummed that it's not on a physical medium. But don't worry, we're not going to abandon this song. It's still one of the most streamed and most listened to Reckless Love songs, so it's going to stay in the setlist. And quite possibly, we might add it on some collection at some point if we're ever going to release something like that.
MATEUSZ: OK, let's drink to that! [laughter] So enough about the recent material – let's go back in time! 15 years ago, you briefly became the lead singer of Crashdïet. How do you remember those days? Is there any possibility that you would like to record something with these guys again?
OLLI: Oh yeah, that was a really great experience! Actually, I spoke with the Swedish interviewer right before this conversation, and he asked me the same question. I'm not going to say “never again”, because I'm in contact with the guys and I really wish all the best for them, and I feel like we're still connected somehow. It's kind of like we were a band once and we took care of each other for a year and a half, so I've only got warm memories and good memories about the guys. So why not? If there is a song that they would like me to feature on or something like that, that would definitely be a possibility. But maybe, maybe not right now, maybe sometime in the future. And yeah, only good memories from that time. I mean, it's funny – of course, if it all went just well, we would still be together with the guys. We went separate ways for a reason. But then again, time has passed and time has a funny effect. You only remember the good things, and I like it that way. I like the guys very much. I have fond memories about that and I wish them all the best in the world. They're great bunch of guys.
MATEUSZ: Sure! Well, while Reckless Love went on hiatus, you were involved in several other projects, including a supergroup called The Local Band. How was working with the late Alexi Laiho? Does this project still exist after his death?
OLLI: The Local Band, well... Of course, it kind of exists in our hearts and in our minds. But I doubt that The Local Band will ever perform again because it was Alexi's and Jussi's thing. Those two guys were the best of friends and they started The Local Band. And it was their brainchild. And I was privileged and lucky enough to be trusted with the position of a frontman in the band. Working with Alexi was glorious. He was insanely talented. He was such a super nice guy. I mean, working with the world's best metal guitarist, what is there to say? He was the guy on stage who commanded the whole band. He heard everything. And he was on top of everything. He took care of everything like he knew exactly where to go. It was so easy to work with him. It's like you could only concentrate on what you want to do yourself. You could always count on Alexi, he was always there and we actually became good friends, too. I feel like he was the big brother that I never had. We were inspired by the same exact music. We listened to the same exact music as kids. The inspiration that he took from it was, of course, manifested in a completely different way than mine, but, nevertheless, we shared lots and lots of great, great great moments with listening to our favorites from the 80s. We were both huge Poison fans, for example.
MATEUSZ: I'm a huge Poison fan, too! Anyway, it's a shame that with Alexi no longer with us, The Local Band must also be considered a thing of the past.
OLLI: Well, I mean, it's kind of like Alexi was such a vital part of the band that it just can't go on without him. It was Alexi and Jussi, and I can't imagine that there would be The Local Band without Alexi or Jussi.
MATEUSZ: That's sad, but I see! You also quite recently recorded some solo songs in Finnish. How was this different from working with Reckless Love and other bands? And are you still planning to release a solo album with these songs someday?
OLLI: Well, that was a project that I did in between of everything, because we decided to go on a hiatus and all the other guys, they had families back then – and they still have the families. So they wanted to spend some time with their relatives. And I didn't have a family. All that I had was time, basically. So I did a few songs and ended up releasing them through Universal Finland. But no, it wasn't an intention of mine to actually make a solo album. And if I'm ever going to do a solo album in Finnish, those songs are not going to be incorporated in that album. It's kind of like a diary of mine in between projects – a five-song-kind-of-diary of a mad man, basically [laughter].
MATEUSZ: Sure! So let's get back to the present. You had plans to go on tour right after the album's release, but like many bands, you had to postpone it until fall due to pandemic. Now there is another factor – a conflict between Ukraine and Russia which makes the general political situation in Europe very uncertain and we can only guess what would be the outcome of this. With COVID still spreading all around the world and two big nations engaged in a war, it seems like a pretty tough situation for musicians trying to do their jobs?
OLLI: Yeah. I mean, it's a tricky situation, but I wouldn't describe it as tough for musicians. I mean, the tough situation that people are facing is right now in Ukraine. The people of Ukraine have been like that whole thing is such an unfortunate turn of events. I just wish that it would end soon. And you know, there would be some sort of closure and it will be also a hard time, because it's a full blown war right now, so it's going to take years to recover from it, even if it stopped right now. And it's horrible! For me, I mean, it would be the most important thing to get help for the Ukrainian people and to stop the war as soon as possible. And it's also the most important thing in the world right now to get back to living - living without fear, without war and without the pandemic. Of course, we have to learn to live with the virus, but we have to open up the world. We have to let people live again and let people have fun again. That's the answer to everything. Love and having a good time. All other things are bullshit. More good times. Always. That's the answer to every, every bad situation. And you know, that's why I find it increasingly important that there is such cultural things as good music and great new music. Great new TV shows, great new books, great new art that keeps people alive – because that's why you stay alive for. That's the rejuvenation. That's the thing that keeps you going.
MATEUSZ: Sure! Amen to that! So let's optimistically assume that the situation will normalize in autumn and it will be possible to return to touring without any obstacles. Is there a chance that you will add a concert in Poland to this tour, because lots of fans are waiting for you to come here?
OLLI: I really hope so. I'm not sure because I can't remember all of the dates, but I really hope that there is a Polish date there as well. And if not, I really wish that we could arrange one as soon as possible.
MATEUSZ: Let's hope so! I asked, because so far, you only performed in Poland once in 2014 and it was a fantastic show, so we Poles are really looking forward to the next one.
OLLI: Thank you!
MATEUSZ: Is there anything particularly memorable that you remember from this visit to Warsaw that you'd like to share with me and our readers?
OLLI: Oh yes! I remember it very well. That was actually the first tour with our lighting engineer or light-tech, Alex, who is actually still working with us. And I remember he was only 16 by then and I had agreed to take care of him - all of the band had – because his father is a well-known guitarist in a Finnish rock band called Popeda, and because he knows what goes on tour, his demand was like “OK, this is still a 16-years-old kid, dudes, so you get to take care of him”. And I remember that night very well, because that was one of the first shows, maybe the second or the third on the tour. The rest of the crew had a huge party after the show because I remember that the show went really well. So they had this huge party on the bus and me and Alex were the only sober ones. So I wanted to keep him company, of course, and I didn't want to drink alcohol because it's the thing that ruins your voice when you're on tour. So I didn't drink. So me and Alex just went to play some NHL video game in the backseat and we had this Polish soda pop or like lemonade of some kind with a Polish etiquette. And it was something local, something weird that we had never seen before. It was actually really fucking good. And I remember playing the game drinking soda pop while the others are partying their asses off in another room and thinking, “Wow, I'm 16 again and I'm on a field trip!” [laughter].
MATEUSZ: That's a fantastic memory. But let's look into the future now! The album is going to be released in a few weeks, on March 25th. In autumn, if the Gods will allow, you will finally embark on a tour – and then what? Do you have any further plans beyond this?
OLLI: Yes, we do have plenty of plans and we already went public with the Monsters Of Rock Cruise in Florida. And that's in 2023. And naturally, we are looking to book a U.S. tour around it. We are looking into it. We have nothing booked yet, but we are planning on it and I hope that it happens. We do have some Latin American shows coming up that we missed in 2020. We are also planning on going back to Japan as well and doing some more tours in Europe, too. So it's definitely looking good when we look at the calendar for the shows, and I hope that we can go public with the dates as soon as possible.
MATEUSZ: Fingers crossed that it'd all go as you want! So, as we are inevitably approaching the end of this interview, maybe there is something you'd like to share from your very own heart with your loyal Polish fans?
OLLI: Well, it's been an insanely, insanely tough few years for everybody – especially for Reckless Love, it's been a tough few years. At one point, I was pretty much sure that Reckless Love is not going to come back. But we did. And to show resilience in front of an impossible obstacle and to go through, it doesn't matter whether it's war, if it's a pandemic, if it's just lack of motivation – just hang on tight and hold fast. Life is a roller coaster – same thing with rock and roll – it takes you through deeper bends, but if you stick through it, you're going to get a higher end at one point. So stick with it and you'll see the light one day and you'll see our faces as well. Let us be the soundtrack for your high bend. More good times – that's what matters. Take care of each other!
MATEUSZ: Thank you very much, Olli, for your kind words, for this whole conversation, and, last but not least, for great music. I’ve followed the band since its very birth and I always hoped that you'd come back after this hiatus – and I'm glad that you did! The album is absolutely amazing and I hope to catch you again soon on tour.
OLLI: I hope to see you too on a live show one day, obviously! And I want to add something in the end. The news here in Finland tell us very great stories about the Polish people taking care of the Ukrainian refugees at the moment. So keep up the good work. I mean, some of the Finnish people have already travelled to Poland to pick up some Ukrainian refugees to help them out, too. It's an insanely great job that people are doing helping out each other, and that's one of the most beautiful things that can happen in this universe. We still have faith in the humanity.
MATEUSZ: That's right! Thanks on behalf of all the Polish people. We will keep on doing our job, definitely. Take care!
OLLI: You too. Thanks. It was a pleasure.
MATEUSZ: It was a pleasure for me, too!
Tłumaczenie wersji PL oraz korekta wersji EN: Natasza Sakson