Jeśli lubicie się Państwo z takimi gatunkami jak dark-wave, synth-pop, a płyty Depeche Mode, Ultravox czy Clan Od Xymox znacie na wyrywki, to płyta projektu Ultrasonic powinna być strzałem w dziesiątkę i długo pozostanie w pamięci.
Już otwierające album „Intro” przywołuje mrok niczym z filmu Blade Runner, a to dopiero początek podróży z ejtisowymi dźwiękami. Po mrocznym wstępie mamy od razu uderzenie w numerze „Azyl” wokalista Ultrasonic – Janusz Majcherek dramatycznie śpiewa: „Jaki przyjdzie czas, jaki mamy plan?” Postapokaliptyczne brzmienie miesza się tu z egzystencjalnym pytaniem o tym co tu i teraz.
Dalej mamy numer utrzymany w pop – electro barwach „Don’t let me down” ależ to brzmi, to chcę się śpiewać i powtarzać i jest to zdecydowanie mój ulubiony fragment płyty.
Grupa Ultrasonic powstała w 2018 i przyznaję, nie miałem pojęcia, że oprócz może Sexy Suicide czy Decadent Fun Club są grupy, które z taką miłością grają muzykę, która przypomina o najpiękniejszych latach w muzyce, o tym jak umiejętnie użyć syntezatory, łączyć kropki w tych dźwiękach, a to dziś wcale nie jest tak proste.
Mocny wokal Kamili Silnik i kojący głos Janusza Majcherka tworzą przestrzeń do której chcę się wracać. Przestrzeń zamkniętą w dziesięciu utworach. Warto by o grupie Ultrasonic zrobiło się trochę głośniej. Zasługują na to.
Tracklista:
1. Intro
2. Azyl
3. Don’t let me down
4. Kara
5. Prison
6. Dramatic Rocks
7. Oddalenie
8. Destruction
9. Awakening
10. Tysiące razy