Nasza recenzja

11:11

Maluma to, bez cienia wątpliwości, jeden z największych fenomenów, jakie miały miejsce w świecie muzyki w kończącej się powoli dekadzie. W ledwie 7 lat ten młody, sympatyczny Kolumbijczyk przeistoczył się z lokalnej gwiazdeczki zauważanej przez największych artystów w absolutną supergwiazdę, która sama może sobie wybierać partnerów do duetów.

Choć jego kariera zaczęła się w 2012 roku wraz z wydaniem debiutanckiego krążka „Magia”, to naprawdę zauważony został 3 lata później, po premierze drugiej płyty, zatytułowanej „Pretty Boy, Dirty Boy”. Pochodzące z tego albumu piosenki tego albumu zrobiły furorę w hiszpańskojęzycznej części globu, która przełożyła się na zaproszenia do współpracy od takich tuzów sceny latino, jak Thalía, Shakira i niekwestionowany król gatunku – Ricky Martin. Po ich wspólnym, wydanym jesienią 2016 roku singlu, zatytułowanym „Vente Pa' Ca”, Maluma miał już z górki – świat poznał go już na tyle dobrze, że jego trzeci, wydany przed 12 miesiącami album „F.A.M.E.”, tylko utwierdził jego pozycję idola współczesnej publiczności. Dziś, z 40 milionami obserwatorów na Instagramie, miliardami wyświetleń klipów w serwisie YouTube i trwającą właśnie światową trasą z niemal w całości wyprzedanymi biletami, Maluma puka już do bram absolutnej muzycznej ekstraklasy, które sforsować chce dzięki intensywnej współpracy z Madonną i wydanej właśnie płycie „11:11”.

Elektryzująca kooperacja 25-letniego Malumy i ponad dwukrotnie od niego starszej Madonny zaczęła się wraz z wydanym w kwietniu kontrowersyjnym singlem „Medellín”. Choć początkowo zapowiadano, że ten kawałek pojawi się na płytach obu gwiazd, ostatecznie trafił jedynie na album Madonny, zatytułowany „Madame X”. Nie znaczy to jednak, że na tym współpraca Malumy i Madonny się skończyła: nie dość, że na płycie pani Ciccone pojawiła się kolejna piosenka nagrana w duecie z naszym bohaterem „Bitch I’m Loca”), to jeszcze zostało coś na płytę samego Malumy w postaci pobrzmiewającego nieco arabskimi rytmami, pełnego zalotnych tekstów numeru „Soltera”.

Jak można było się spodziewać, nie jest to jedyna piosenka na tej płycie, w której pojawia się gość specjalny. Łącznie jest ich dziewięć, wśród których najbardziej na uwagę – obok tego nagranego do spółki z Madonną – zasługują utwory, w których pojawiają się Ty Dolla $ign (dwujęzyczny „Tu Vecina”) oraz wielki mistrz Ricky Martin („No Se Me Quita”). Oba to potencjalne hity lata, które zapewne jeszcze nie raz usłyszymy w radiu. Ciekawie brzmi również duet z kolejną wschodzącą gwiazdą z Kolumbii, Fariną – „Puesto Pa’ Ti”. Z kolei średnio wypadły utwory nagrane z młodymi przedstawicielami portorykańskiego reggaetonu, Ozuną i Nicky’m Jamem (odpowiednio „Dispuesto” i „No Puedo Olvidarte”) – był wielki potencjał, a w obu przypadkach wyszło… tak sobie.

To jednak nie wspomniani wyżej goście są tu najważniejsi, lecz sam Maluma – „11:11” od początku do końca brzmi niemal jak wyreżyserowany przez niego koncert z podziałem na role, w którym główną rolę gra oczywiście on sam, zaś motyw przewodni zawiera się w podawanym w każdy możliwy sposób słowie „mamacita”. Co warto jednak podkreślić – o ile poprzedni krążek, „F.A.M.E.”, utrzymany był w dość jednolitym, reggaetonowym klimacie, o tyle tutaj jest dużo bardziej różnorodnie. Obok typowych dla Malumy bujanek jest tu również sporo nawiązań do bardziej klasycznych latynoskich brzmień typowych dla drugiej połowy lat 90-tych – jak w balladzie „Dinero Tiene Cualquiera” czy podszytej autentyczną salsą dynamicznej piosence „Te Quiero”. To właśnie z tej perspektywy tej różnorodności należy rozpatrywać tytuł albumu, „11:11”. Choć sam Maluma wyjaśnia go jako nawiązanie do szczęśliwej godziny, w której należy wypowiedzieć życzenie, by się ono spełniło – to wydaje się, że równie dobra jest inna interpretacja, zgodnie z którą ta płyta ukazuje dwoistość charakteru artysty, stojącego w rozkroku między latynoską tradycją i nowoczesnym reggaetonem, i wciąż zachowującego równowagę.

„11:11” nie jest krążkiem idealnym – wśród 16 utworów obok potencjalnych przebojów siłą rzeczy pojawiają się też kompozycje przeciętne. Czy zatem Maluma z tym albumem może sforsować wspomniane wcześniej wrota muzycznej ekstraklasy? Chyba nie, bo pomijając obecność zapychaczy, brakuje tu choćby jednego, naprawdę olbrzymiego hitu, który mógłby okupować listy przebojów przez długie miesiące (takiego, jakim w przypadku jego starszego mentora, Ricky'ego Martina, był przebój „Livin' La Vida Loca”). Nie jest to jednak też płyta, która by Malumę w dążeniu na sam szczyt cofnęła. Ot, dobry krążek, który jest jak trochę jak ostatnie dwa turnieje o piłkarskie mistrzostwo świata w wykonaniu Kolumbii: był potencjał na medal, ale jednak w ostatecznym rozrachunku czegoś brakło. Może zarówno reprezentacji, jak i Malumie uda się przy kolejnym podejściu?

Maluma – „11:11”
Premiera: 17 maja 2019
Wydawca: Sony Music

Tracklista:
1. 11 PM
2. HP
3. No Se Me Quita (feat. Ricky Martin)
4. Dispuesto (feat. Ozuna)
5. No Puedo Olvidarte (feat. Nicky Jam)
6. Me Enamoré de Ti
7. Extrañándote (feat. Zion & Lennox)
8. Shhh (Calla’)
9. Dinero Tiene Cualquiera
10. Soltera (feat. Madonna)
11. Te Quiero
12. Instinto Natural (feat. Sech)
13. Tu Vecina (feat. Ty Dolla $ign)
14. La Flaca (feat. Chencho)
15. Puesto Pa’ Ti (feat. Farina)
16. Déjale Saber

Komentarze: