Nasza recenzja

Honk

O tym, że The Rolling Stones są zespołem, który z muzycznego biznesu potrafi wykręcić krociowe zyski, wiadomo nie od dziś. Pod tym względem pomysł na pierwszą połowę obecnego roku zdawał się być prosty i sprawdzony: skoro już zespół miał jechać w kolejną wielką trasę po Ameryce, należało niejako przy okazji wydać płytę, którą tym samym dałoby się sprzedać przy minimalnym nakładzie wysiłku włożonego w jej promocję.

Łatwo sobie wyobrazić scenę, w której po jednej stronie stołu zasiada management zespołu, a po drugiej – jego członkowie:
- Macie już gotowy ten nowy album studyjny? – pada pytanie.
- Nie, jeszcze nad nim pracujemy – odpowiada Mick Jagger z wystudiowanym uśmiechem.
- To może zróbmy jakąś reedycję starego! – rzuca rozentuzjazmowany manager.
- Ledwo co zrobiliśmy to z moją „Talk Is Cheap” – przypomina Keith, przełykając sok porzeczkowy i mimowolnie rozglądając się, czy aby w pomieszczeniu nie została jakaś zapomniana butelka whisky.
- Koncertówka?
- Dopiero co była… - wzrusza ramionami Ronnie.
- To może… składanka?
- Dobra, wydawajcie sobie co chcecie, byle bym nie musiał nic znowu nagrywać – w swoim stylu kwituje dyskusję Charlie Watts i wychodzi z pomieszczenia, pociągając ze sobą resztę zespołu do sali prób, gdzie panowie zaczynają właśnie przygotowania do kolejnej wielkiej amerykańskiej przygody – nie mogąc oczywiście przewidzieć, że start tejże opóźni się ze względu na problemy zdrowotne niezniszczalnego, zdawałoby się dotąd, Micka.

W przemyśle muzycznym obowiązuje jednak zasada, że mechanizm raz puszczony w ruch jest nie do zatrzymania. W związku z tym, na dzień przed niedoszłym startem trasy po USA i Kanadzie do sklepów trafiło wydawnictwo zatytułowane „Honk” – czwarta w tym stuleciu (licząc z „Rolled Gold+”, będącą de facto rozszerzoną wersją płyty wydanej pierwotnie w 1975 roku) kompilacja Stonesowych hitów. O ile jeszcze wydanie w 2002 roku „Forty Licks” i dziesięć lat później „GRRR!” miało na celu godne uświęcenie okrągłych (40 i 50) jubileuszy istnienia zespołu, a same składanki, poza licznymi starymi przebojami zespołu, zawierały również po dwa nowe utwory (odpowiednio „Don’t Stop” i „Losing My Touch” oraz „Doom And Gloom” i „One More Shot”), to już w przypadku „Honk” nie mamy do czynienia ani z żadną rocznicą, ani też z dołączeniem do zestawu choć kilku nowych kawałków.

Podstawowa wersja tej kompilacji składa się z 36 utworów pochodzących z lat 1971-2016 – prawa do katalogu z pierwszej dekady istnienia zespołu należą bowiem do byłego managera zespołu, Allena Kleina i chęć wydania utworów z tamtych czasów zawsze generuje dodatkowe koszty. Innymi słowy – nie ma tu „Paint It, Black”, „(I Can’t Get No) Satisfaction” czy „Sympathy For The Devil”, nie ma nawet, wbrew temu, na co mógłby wskazywać tytuł składanki, „Honky Tonk Woman” – jest za to materiał z długiego okresu od kultowego albumu „Sticky Fingers” do wciąż relatywnie świeżego zbioru bluesowych klasyków podanych w Stonesowym sosie, czyli krążka „Blue & Lonesome”.

Fakt, że na składance nie mogły się znaleźć największe przeboje z początkowej ery działalności Stonesów, sprawił, iż zrobiło się sporo miejsca dla tych nieco mniej oczywistych kawałków. Obok tak wielkich hitów, jak „Start Me Up”, „Brown Sugar”, „Wild Horses” czy „Angie” znajdziemy tu zatem sporo zapomnianych numerów, jak choćby „Happy”, „Waiting On A Friend” czy „Doo Doo Doo Doo Doo (Heartbreaker)”. Są także niedoceniane piosenki z przełomu wieków –  mocarne „Love Is Strong” i „You Got Me Rocking” z albumu „Voodoo Lounge”, mroczne „Out Of Control” z „Bridges To Babylon” czy „Rough Justice”, „Rain Fall Down” i „Streets Of Love” z bodaj najbardziej lekceważonej (niesłusznie!) płyty w dorobku Stonesów, czyli „A Bigger Bang”. Nie zabrakło także wspomnianych wcześniej utworów przygotowanych specjalnie na potrzeby poprzednich wielkich kompilacji – z całej czwórki najlepiej wypada piosenka „Doom And Gloom”, która wciąż brzmi nie mniej świeżo i elektryzująco, co w dniu premiery. Nie do końca pasuje mi za to obecność w tym zestawie takich numerów, jak „Harlem Shuffle” czy „Out Of Tears”, podczas gdy pominięto kilka innych, które zdają się zasługiwać bardziej na podobne wyróżnienie (na czele z szalonym „Shattered” z krążka „Some Girls”).

Prawdopodobnie najciekawszą częścią „Honk” dla większości słuchaczy będzie jednak dostępna tylko w wersji deluxe tej kompilacji trzecia płyta, zawierająca niewydane wcześniej wykonania koncertowe z lat 2013-2018. To właśnie te wersje live w dobie oczekiwania na kolejną płytę Stonesów pokazują, czym ten zespół jest obecnie – jedyną w swoim rodzaju maszyną, która (nawet pomimo ostatnich problemów zdrowotnych Micka) podczas występów na żywo jest po prostu nie do zdarcia. Zaczyna się od zadziornej wersji „Get Off Of My Cloud”, w której Mick wciąż, zupełnie jak za młodu, wygania ze swej chmurki drażniącego go gościa owiniętego w brytyjską flagę, by następnie obiecać „zaspokoić każdą potrzebę” podrywanej przez siebie kobiety w „Let’s Spend The Night Together”. Liderowi zespołu przez cały czas kroku dotrzymują oczywiście Keith, Ronnie, nieco marudny Charlie oraz grono towarzyszących im muzyków.

Największymi perełkami, jakie znajdziemy na trzeciej płycie (a tym samym na całej składance), są te utwory, w których Stonesom towarzyszą wyjątkowi goście. W „Beast Of Burden” pojawia się Ed Sheeran – jednak przy takim wyjadaczu, jak Mick Jagger okazuje się, że płomiennowłosy idol młodych pokoleń nie jest żadną sceniczną bestią. Ciekawiej wypadają „Dead Flowers” z udziałem gwiazdora country Brada Paisleya oraz „Bitch”, w której słyszymy charyzmatycznego Dave’a Grohla – byłego perkusistę Nirvany, od lat stojącego na czele Foo Fighters. Jednak najjaśniejszym punktem w całym zestawie jest duet Jaggera z uroczą Florence Welch (na co dzień wokalistką formacji Florence and the Machine) w piosence „Wild Horses”. Eteryczny głos Florence splata się z surowszym wokalem Micka i razem zabierają nas w niespieszną muzyczną podróż pełną wdzięku i magii.

Ktokolwiek odpowiedzialny był za ustalenie ostatecznego kształtu tracklisty tej składanki, powinien dostać solidnie po głowie za to, że wpadłszy na tak fantastyczny pomysł z umieszczeniem na niej tych duetów, ostatecznie nie pociągnął go do końca i poprzestał na umieszczeniu na „Honk” zaledwie czterech takich wykonań. Bądźmy szczerzy: dla szanującego się fana The Rolling Stones studyjne utwory, które znalazły się na tej kompilacji, nie stanowią żadnej atrakcji – obudzony w środku nocy potrafiłby bowiem zanucić nawet tak niszowe utwory, jak „Respectable” czy „Saint Of Me”. W sytuacji, gdy w zestawie nie znalazł się żaden premierowy kawałek, to właśnie na tych duetach powinno się zatem skupić to wydawnictwo. Co więcej – potrafię sobie wyobrazić kompilację złożoną z dwóch czy nawet trzech płyt w całości wypełnionych hitami wykonanymi przez Stonesów z udziałem ich przyjaciół ze świata muzyki. Materiału na taką składankę z całą pewnością by nie zabrakło – w ostatnich latach do spółki z Jaggerem za mikrofon chwytały takie gwiazdy, jak choćby Katy Perry, Fergie czy Lady Gaga. A gdyby jeszcze bardziej pogrzebać w przepastnym Stonesowym archiwum, to okazałoby się, że od epickich duetów się aż w nich roi: scenę ze Mickiem i jego kumplami w swoim czasie dzieliły przecież takie ikony sceny pop, jak Christina Aguilera, Justin Timberlake czy Amy Winehouse, nieco starsze rockowe tuzy na czele z Tiną Turner, Bruce'm Springsteenem, Eddie'm Vederem, Axlem Rose'm, Johnem Fogertym czy muzykami AC/DC, a także bluesowi mistrzowie, wśród których znaleźli się chociażby Eric Clapton, John Lee Hooker, Muddy Waters czy Bo Diddley. Co ciekawe, kilka lat temu z inicjatywy fanów niektóre z wymienionych wyżej duetów wydano na bootlegu zatytułowanym „A Little Help From Our Friends: Live Duets 1989-2012” – i wydawnictwo to cieszyło się taką popularnością w fanowskim podziemiu, że wytwórnia aż zaczęła ścigać wszelkie ogłoszenia dotyczące jego sprzedaży. To tylko pokazuje, że popyt na album pełen Stonesowych duetów w istocie istnieje – i nie mam wątpliwości, że po oficjalną składankę nimi wypełnioną z chęcią sięgnęliby zarówno najwierniejsi fani zespołu, jak i ci, którzy Micka i spółki słuchają jedynie od święta (w szczególności będący zapewne w chwili obecnej głównym targetem Stonesowego marketingu Amerykanie, lubujący się we wszelakich udziwnieniach). Jasne: dla tych „niedzielnych” miłośników The Rolling Stones składanka „Honk” nawet w takim kształcie, w jakim ją dostaliśmy, może być interesująca, bo przybliży im kilka numerów, o których zdążyli zapomnieć lub nawet takich, których wcześniej nie słyszeli – stanowiąc tym samym drogowskaz pokazujący, że warto wgłębić się w dyskografię zespołu i posłuchać utworów, na które niekoniecznie da się trafić w radiu. Ale tym z fanów, którzy bez Stonesów nie wyobrażają sobie dnia, „Honk” zbyt wielu atracji niestety nie proponuje. Dla nich ta składanka jest trochę jak nietrafiony prezent na święta – gdy od paru lat marzysz o rowerze, a okazuje się, że znowu dostałeś skarpety. Cóż – pozostaje nam nadal mieć nadzieję, że rower w postaci płyty z nowym materiałem w końcu też się pojawi...

The Rolling Stones – „Honk”
Premiera:  19 kwietnia 2019 r.
Wydawca: Polydor/Universal Music

Tracklista:

Dysk 1:
1. Start Me Up
2. Brown Sugar
3. Rocks Off
4. Miss You
5. Tumbling Dice
6. Just Your Fool
7. Wild Horses
8. Fool To Cry
9. Angie
10. Beast Of Burden
11. Hot Stuff
12. It’s Only Rock’n’Roll (But I Like It)
13. Rock And A Hard Place
14. Doom And Gloom
15. Love Is Strong
16. Mixed Emotions
17. Don’t Stop
18. Ride ‘Em On Down

Dysk 2:
1. Bitch
2. Harlem Shuffle
3. Hate To See You Go
4. Rough Justice
5. Happy
6. Doo Doo Doo Doo Doo (Heartbreaker)
7. One More Shot
8. Respectable
9. You Got Me Rocking
10. Rain Fall Down
11. Dancing With Mr. D
12. Undercover (Of The Night)
13. Emotional Rescue
14. Waiting On A Friend
15. Saint Of Me
16. Out Of Control
17. Streets Of Love
18. Out Of Tears

Dysk 3 (live):
1. Get Off My Cloud
2. Dancing With Mr. D
3. Beast Of Burden (with Ed Sheeran)
4. She’s A Rainbow
5. Wild Horses (with Florence Welch)
6. Let’s Spend The Night Together
7. Dead Flowers (with Brad Paisley)
8. Shine A Light
9. Under My Thumb
10. Bitch (with Dave Grohl)

Komentarze: