Chociaż Zakk Wylde w zeszłym roku obchodził pięćdziesiąte urodziny, to jednak patrząc na to, jak aktywny się zrobił w ostatnich miesiącach – właśnie przeżywa swoją drugą młodość. Po wydaniu (po dwudziestu latach!) sequela swej solowej, akustycznej płyty „Book Of Shadows” i powrocie do wspólnego grania z Ozzy’m Osbourne’m (tu przerwa trwała „zaledwie” dekadę…), brodaty olbrzym uznał, że nadszedł właściwy moment, by zaciągnąć do studia kolegów z Black Label Society.
Chociaż na następcę znakomitego „Catacombs of the Black Vatican” przyszło czekać aż cztery lata, to jednak wydaje się, że zawartość „Grimmest Hits” wynagradza z nawiązką całą cierpliwość, w jaką musieli uzbroić się miłośnicy twórczości zespołu. Na tym albumie fani znajdą wszystko to, za co pokochali Black Label Society – a nawet więcej!
Niech nikogo nie zwiedzie tytuł tego krążka: to nie jest płyta z gatunku the best of, lecz pełnoprawny, dziesiąty już w dorobku grupy album studyjny, który składa się wyłącznie ze świeżo nagranych utworów. Biorąc pod uwagę, jak bardzo zajęty był lider zespołu w ostatnim czasie (do wspomnianych na wstępie aktywności dochodzi jeszcze działalność w ramach prestiżowego tribute bandu Zakk Sabbath oraz projektu Experience Hendrix!), aż zadziwiające jest, że w międzyczasie znalazł jeszcze czas na przygotowanie nowego materiału dla Black Label Society. Jeszcze bardziej zdumiewa fakt, że w takich okolicznościach udało mu się stworzyć album, który niewątpliwie zaliczyć można do najlepszych w dyskografii zespołu.
Przez większą część albumu można odnieść wrażenie, że to najcięższy materiał, jaki Zakkowi zdarzyło się napisać od dłuższego czasu. Owszem, znalazło się tu sporo elementów typowo bluesowych, a także kilka southern-rockowych ballad, które spokojnie mogłyby trafić na solową płytę Wylde’a – jednak osią całego krążka pozostają naprawdę mocne, mięsiste riffy, z jakich Zakk jest znany od lat. Sporo jest nawiązań do twórczości Black Sabbath, co nie powinno wszakże zdziwić nikogo, kto śledzi karierę lidera Black Label Society. Echo współpracy Zakka z Ozzy’m słychać najbardziej w takich utworach, jak „Seasons Of Falter”, „The Betrayal”, „Disbelief”, „Bury Your Sorrow” czy „All That Once Shined” – szczególnie ten ostatni kawałek brzmi jak posępniejsza wersja (nie sądziłem, że to możliwe!) legendarnego „Into The Void”. Myliłby się jednak ten, kto stwierdziłby, że mamy tu do czynienia z próbą skopiowania twórczości Black Sabbath – raczej jest to świadomy ukłon w stronę zespołu, który ukształtował muzyczną osobowość Zakka Wylde’a i nadal wywiera na niego niebagatelny wpływ.
Wbrew tytułowi krążka, który można przetłumaczyć jako „Najbardziej ponure hity”, daleki byłbym jednak od stwierdzenia, że wszystkie zawarte na nim utwory mają jednoznacznie posępny czy wręcz przygnębiający klimat. Owszem, gdzieniegdzie obecny jest on dość wyraźnie (szczególnie we wspomnianych wyżej „Sabbathowych” utworach), jednak są też momenty, gdzie nastrój można określić jako nostalgiczno-refleksyjny, a także takie, gdzie jest wręcz przebojowo. Do tych pierwszych zaliczyłbym poruszające ballady na czele z „The Only Words” i „The One That Heaven Had Gone Away”, do tych drugich zaś – trwający zaledwie 2,5 minuty, energiczny kawałek „Room Of The Nightmares” (wybrany zresztą na singiel promujący płytę) oraz utwierający cały zestaw utwór „Trampled Down Below”.
Wprawdzie trudno byłoby mi wybrać ten z „ponurych hitów”, który „siadł” mi najbardziej – tak wyrównany jest to materiał! – jednak gdybym został zmuszony do wskazania tej jednej, ulubionej piosenki, pewnie byłaby nią właśnie „Trampled Down Below”, z fantastycznym basowym intro Johna DeServio i podkręcającą tempo perkusją Jeffa Fabba. Na całym albumie zresztą czuć, że chociaż głównym autorem materiału jest Zakk – to jednak pozostała trójka muzyków (tym „czwartym do brydża” jest drugi gitarzysta, Dario Lorina) nie chce być tylko i wyłącznie tłem dla swojego lidera, lecz stara się jak najmocniej zaznaczyć swoją obecność. „Grimmest Hits” wyszło to tylko na dobre – prawdopodobnie właśnie dzięki temu zawartość płyty jest dużo bardziej zróżnicowana, niż choćby na ostatnim solowym krążku Zakka, i nie powinna się zbyt szybko znudzić.
Da się zresztą zauważyć, że w porównaniu z poprzednimi albumami BLS, kompozycje na „Grimmest Hits” są dużo bardziej skomplikowane. Jeśli ktoś krytykował „Catacombs of the Black Vatican” czy poprzedzający go „Order of the Black” z 2010 roku, to przede wszystkim za to, że wszystkie kawałki zbudowane są na najprostszych riffach. Zakk najwyraźniej wziął sobie te słowa do serca i postarał się, by zawarte na „Grimmest Hits” utwory nie były aż tak przewidywalne. Niby wszystko brzmi tak, jak już zdążyliśmy się przyzwyczaić – ale jednak w każdym utworze pojawiają się jakieś zaskakujące, przełamujące schemat motywy. Prawdziwą wisienką na torcie są natomiast solówki – praktycznie nie ma takiej, obok której Zakk by „przeszedł” i każda może zapaść w pamięć. Czapki z głów!
„Grimmest Hits” pokazuje, że Zakk Wylde i Black Label Society nadal potrafią zaskoczyć nowym materiałem – i to bez schodzenia zbytnio z dawno obranej muzycznej ścieżki. Dla zdeklarowanych fanów BLS ten krążek będzie z pewnością albumem, na jaki czekali przez ostatnie cztery lata – dla tych zaś, którzy do twórczości tego zespołu się dopiero przekonują, powinien być wystarczającym powodem do tego, by zapoznać się z całą dyskografią. Natomiast w obu przypadkach zawartość „Grimmest Hits” powinna stanowić wystarczający powód, by wybrać się na koncert Black Label Society – a okazja ku temu nadarzy się już w marcu, kiedy to Zakk i spółka zawitają na do Krakowa i Warszawy. Nie wysłuchać choć raz takich kawałków na żywo to nie błąd – to grzech!
Black Label Society – „Grimmest Hits”
Premiera: 19 stycznia 2018
Wydawca: eOne Music
Dystrybucja: Universal Music Polska
Tracklista:
1. Trampled Down Below
2. Seasons Of Falter
3. The Betrayal
4. All That Once Shined
5. The Only Words
6. Room Of Nightmares
7. A Love Unreal
8. Disbelief
9. The Day That Heaven Had Gone Away
10. Illusions Of Peace
11. Bury Your Sorrow
12. Nothing Left To Say