Niewielu jest artystów tak charakterystycznych, jak Zakk Wylde. Muskularny, brodaty artysta przed laty zaistniał w świecie muzyki jako gitarzysta Ozzy'ego Osbourne'a, a następnie osiągnął jeszcze większy sukces z własnym zespołem – Black Label Society. Zarówno z Ozzym, jak i z BLS nagrywał przede wszystkim ciężkie, ostre kawałki z mięsistymi riffami i zabójczymi solówkami. Nic więc dziwnego, że kiedy w 1996 roku wydał solowy album „Book Of Shadows”, wypełniony przede wszystkim balladami, wiele osób nie dowierzało w prawdziwość tego oblicza Zakka. Okazuje się jednak, że nawet tak zdeklarowany twardziel, jak on, co jakiś czas potrzebuje pokazać łagodniejszą stronę swej osobowości. Po dwudziestu latach od premiery pierwszej "Księgi cieni" przyszedł zatem czas na jej kontynuację.
Płytę otwiera naprawdę klasowy kawałek, zatytułowany “Autumn Changes”. Spokojne intro na gitarze akustycznej, po którym wchodzi delikatna perkusja i hipnotyzujący głos Zakka, który wprowadza nas w klimat całej płyty – podobnie jak album wydany przed dwudziestu laty, wypełnionej balladami w duchu southern rocka wymieszanego z country. Zakk z odzianego w skóry motocyklisty przeobraził się na tej płycie w kowboja z gitarą. Łatwo sobie wyobrazić, jak w małym, kameralnym pubie, w niewielkim miasteczku leżącym gdzieś w Teksasie czy Nowym Meksyku przy słynnej Route 66 staje na kameralnej scenie z akustykiem, by swym zachrypniętym głosem wymruczeć pochodzące z tego krążka utwory. Ta kameralność i prostota to niewątpliwe największe zalety „Book Of Shadows II” – zalety, które nie przesłaniają jednak w całości mankamentów tego albumu.
W przeciwieństwie bowiem do swej poprzedniczki sprzed dwóch dekad, ta płyta nie jest pozbawiona wad – a właściwie jednej: monotonii. O ile pierwsza „Book Of Shadows” zawierała dość różnorodne utwory, o tyle nowa odsłona tej muzycznej opowieści brzmi chwilami dość jednostajnie. W połączeniu z długością albumu (ponad 60 minut) sprawia to, że momentami utwory trochę się ze sobą zlewają. Brakuje choć nieco żwawszej odskoczni – jedynymi choć trochę odstającymi szybkością kawałkami są „Lost Prayer” i singlowe „Sleeping Dogs”, jednak i one niewiele tak naprawdę odstają od reszty pod kątem tempa.
Oczywiście, nie znaczy to, że mamy do czynienia ze słabym albumem – właściwie w każdym zamieszczonym tu utworze Zakk próbuje przekazać nam coś wartościowego w warstwie lirycznej i serwuje nam wyjątkowy klimat. Niebagatelna w tym zasługa jego solówek, które – jakże inne od tych znanych z twórczości Black Label Society! – pokazują, z jakim mistrzem sześciu strun mamy do czynienia. Polecam posłuchać zwłaszcza kawałków takich, jak „Darkest Hour”, czy wspomniany już „Sleeping Dogs” – to prawdziwe majstersztyki! Wydaje się jednak, że zarówno te, jak i pozostałe utwory mogłyby zostać lepiej docenione w otoczeniu choć kilku żywszych piosenek, których obecność wyeksponowałaby walory tych świetnych ballad. Wyjścia są dwa: albo dawkować sobie ten album w częściach (na przykład wrzucając pochodzące z niego utwory do playlisty z utworami BLS, a następnie odtwarzając ją losowo), albo odczekać z odsłuchem do jesieni. Bo o ile do ciepłych, wiosennych dni pasuje ten album średnio, to na jesienną słotę i wieczory z książką nada się idealnie…
Zakk Wylde – „Book Of Shadows II”
Data wydania: 8 kwietnia 2016
Wydawca: Entertainment One Music
Tracklista:
1. Autumn Changes
2. Tears of December
3. Lay Me Down
4. Lost Prayer
5. Darkest Hour
6. The Levee
7. Eyes of Burden
8. Forgotten Memory
9. Yesterday's Tears
10. Harbors of Pity
11. Sorrowed Regrets
12. Useless Apologies
13. Sleeping Dogs
14. The King