WYWIAD: Piotr Brzychcy

WYWIAD: Piotr Brzychcy

W naszym, ostatnio tak rozśpiewanym kraju coraz większe sukcesy święci hard rockowa grupa Kruk. Z gitarzystą zespołu rozmawiał Łukasz Migura.

 

Łukasz Migura, Wyspa.Fm: Pierwszy autorski album został wydany w dwóch wersjach, angielskiej i polskiej, dlaczego?

Piotr Brzychcy: Początkowo dysponowaliśmy tylko i wyłącznie polskimi tekstami. Nie braliśmy pod uwagę pisania tekstów w języku angielskim. Ten pomysł pojawił się dopiero gdy podpisywaliśmy kontrakt. Ówczesny wydawca widział sens wypuszczenia tego na rynek światowy, a wiadomo, że zdecydowanie mniejsze szanse są w tym względzie gdy materiał jest w języku innym niż angielski. Przetłumaczyliśmy zatem teksty i w pierwszej kolejności zarejestrowaliśmy anglojęzyczne wersje. Zanim płyta była ukończona, w sensie miksów i masteringu zaświtał nam w głowie pomysł aby nagrać alternatywnie wokale z polskimi tekstami, z którymi zresztą mocno się utożsamiamy. Wszystko było przygotowane, wystarczyło tylko to dograć. W tamtym czasie, jeszcze przed wydaniem płyty, grywaliśmy ten debiutancki materiał w polskojęzycznej wersji i wiele osób w tej formie chciało go usłyszeć także na płycie. Biorąc pod uwagę fakt, że każda wersja sprzedała się na równym poziomie, trzeba przyznać, że taki zabieg miał sens.

Drugi krążek powstał już tylko w wersji angielskiej. Czy Kruk celuje bardziej w rynek zagraniczny niż Polski?

P.B.: To nie jest tak, że staramy się usilnie gdzieś celować. Wielu fanów muzyki rockowej w Polsce nie toleruje rocka w wydaniu polskojęzycznym. Żyją przeświadczenie, że jeżykiem rock’n’rolla jest język angielski i w zdecydowanej większości są to ludzie, dla których gramy. My sami również dobrze czujemy się w anglojęzycznym wydaniu, zwłaszcza, że mogliśmy teraz lepiej te wersje dopracować. Wiedzieliśmy przecież, że będzie wydany w takiej a nie innej formie. Oczywiście to co udało nam się osiągnąć dotychczas za granicą jest już ogromnym osiągnięciem, więc tamten rynek traktujemy bardzo poważnie i jak tylko żółte światło zmieni się na zielone to od razu szturmem go bierzemy (śmiech).

Dodatek w postaci DVD z koncertu w Mega Clubie cieszył się nie mniejszym powodzeniem niż drugi album studyjny. W jednym z wywiadów mówił Pan również o planach wydania kolejnego krążka DVD. Czy fani mogą liczyć na kolejne koncertowe DVD jeszcze w tym roku?

P.B.: W tym roku nie ma na to szans. Najpierw chcemy ograć ten premierowy materiał na koncertach. Jak już scenicznie dojrzeje, to będzie z całą pewnością dużo ciekawszy, ale to przecież odwieczna reguła. Nic nowego nie wymyślamy. Jeśli chodzi o konkrety, czyli daty, to być może wydarzy się to w przyszłym roku na wiosnę. Na razie jednak wciąż trwają rozmowy w tym temacie. Jeśli wszystko pójdzie z planem, będzie kolejna ciekawa niespodzianka dla naszych fanów. Wydawnictwo z Mega Clubu i fakt, że cieszy się ogromnym zainteresowaniem wśród ludzi napawa nas ogromną radością. Scena w przypadku Kruka zawsze była najważniejszym elementem muzycznej batalii.

W wielu piosenkach zauważa się przewagę gitary prowadzącej nad wokalem. Czy stawiacie na muzykę ponad treścią?

P.B.: Zależy jak na to spojrzeć. Nigdy nic z góry nie określamy, a fakt, że jest dużo gitary bierze się chyba z tego powodu, że to klasyczny rock. Jest dużo solówek, riffów, różnorakich partii gitarowych, ale czy rzeczywiście ta przewaga jest aż tak nienaturalnie duża? Chyba nie, a przynajmniej z takim osądem spotykam się po raz pierwszy.

Polski rynek muzyczny jest zdominowany przez muzykę Pop, nagrywając płytę rockową trzeba liczyć się z mniejszą ilością fanów. Czy obecnie w Polsce można się utrzymać z tworzenia muzyki rockowej/metalowej?

P.B.: Muzyka rockowa też cieszy się dużą popularnością, a fani tego gatunku charakteryzują się wiernością i zawsze można na nich liczyć. Jak ktoś kiedyś powiedział - jeden fan rockowego grania znaczy więcej niż setka fanów popu. W muzyce popowej zasada jest prosta: jesteś na topie, masz zwolenników, spadasz z piedestału, przestają o tobie pamiętać. W przypadku muzyki rockowej jest tak, że jak już pozyskuje się fana, który kupi płytę, wybierze się na koncert to jest taka niepisana gwarancja, że będzie kibicował i wspierał. Wiele zespołów właśnie dzięki temu istnieje. Nikt z nas nie zakładał żeby utrzymywać się z muzyki. Traktujemy to raczej jako pasję, która rozwija nas na wielu płaszczyznach. Jeśli człowiek zakłada biznesplan, to zawsze musi się liczyć z tym, że później trzeba go realizować wedle kolejnych punktów. My bawimy się muzyką, a biznesowe podejście ograniczałoby nam tą zabawę. Oczywiście na tym etapie są już z tego jakieś pieniądze, ale traktujemy to raczej jako fundusz emerytalny (śmiech).

24 lipca zagracie jako support dla Deep Purple, zespołu, którego covery znalazły się na waszej pierwszej płycie nagranej z Grzegorzem Kupczykiem. Czy muzycy z Głębokiej Purpury słyszeli Wasze wykonanie ich utworów? Czy planujecie zaprezentować im Wasze wykonanie ich piosenek?

P.B.: Deep Purple dość często gości w naszym kraju, a my zwykle pojawiamy się na ich koncertach, zwłaszcza ja i Krzysiak Walczyk. Każdemu z muzyków Deep Purple osobiście wręczyliśmy płytę „Memories”, oraz nasz debiut „Before He’ll Kill You”. Poza tym żeby zagrać przed nimi w Dolinie Charlotty naszych płyt słuchali ludzie z ekipy Purpli, którzy takie decyzje podejmują. Nie planujemy jednak grać utworów Deep Purple, przed Deep Purple. To byłoby dziwne, a może nawet niesmaczne.

Czy fani mogą spodziewać się kolejnej płyty z coverami znanych zespołów, czy Kruk pójdzie już bardziej autorską drogą i będzie nagrywać własne piosenki? Jeśli planujecie wydać płytę z coverami, to czy są już plany jakich zespołów będą to piosenki?

P.B.: Granie coverów bardzo często kojarzy się z knajpianym kotletem. My gramy covery, które leżą nam na sercu, z którymi mocno się utożsamiamy. Nie robimy tego dla pieniędzy, albo na czyjeś życzenie dlatego jestem przekonany, że w tej materii na pewno jeszcze podziałamy. Wciąż myślimy z Grzegorzem Kupczykiem o drugiej części „Memories”. Wszystko okaże się z czasem. Oczywiście najważniejsza jest droga autorska. Tworzenie własnych kompozycji jest dla Kruka najważniejsze, zresztą zawsze tak było i będzie.

Co sądzicie o programach typu tańcz i śpiewaj ostatnio tak popularnych w Polskiej TV? Czy jest to dobry sposób na wyławianie talentów, czy raczej kolejna droga dobijania polskiego rynku muzycznego popową tandetą?

P.B.: Raczej dobijanie polskiego rynku, niż wyławianie talentów. Takimi prawami rządzi się show biznes i nikt nic na to nie poradzi. Gdyby takie programy istniały w latach 60-tych, 70-tych, to nigdy nie usłyszelibyśmy o Hendrixie, Dylanie, Claptonie, Osbournie i tak dalej. Wtedy jednak gusta kształtowały się samoistnie i oczywiście istniało coś takiego jak moda, ale nikt nie kreował jej tak nachalnie jak dzieje się to w czasach dzisiejszych. Wspomniane programy są niczym innym jak teatrzykiem, który ma podnosić słupki oglądalności. Jeśli te słupki zaczynają spadać to taki program zwyczajnie się kończy, nie ma jednak mowy o tym, żeby ktoś zdolny, kto pojawia się w taki programie był priorytetem.

Z innych wywiadów wnioskuję, że jesteście fanami i inspirowaliście się klasykami muzyki rockowej. Co sądzicie o nowym rocku, coraz bardziej popularnym "Muse" czy np. "30 second to Mars"?

P.B.: Słuchamy naprawdę przeróżnej muzyki, a klasyką rocka inspirowaliśmy się dorastając. Dziś, dysponując pewną świadomością muzyczną, raczej staramy się uciekać od takich inspiracji, aby ktoś nie zarzucił nam, że kopiujemy. "Muse" i "30 second to Mars" to rzeczy, które ja sam jestem w stanie potraktować w kategorii, coś dobrego i ciekawego, a nawet inspirującego. Słucham muzyki skrajnie odmiennej, zaczynając od prostackiego popu, a kończąc, na black i death metalu. Dojrzałem do bardzo prostego myślenie – muzyka jest albo zła albo dobra. Oczywiście może być coś pomiędzy, nie ma jednak potrzeby skreślać czegokolwiek, bo jest za bardzo popularne, albo nie powstało w latach 70-tych, albo jest za mało gitary, albo za dużo elektroniki.

Bardzo często to wokalista jest najbardziej kojarzonym członkiem zespołu, jednak w Kruku to gitarzysta jest liderem. Czy nie próbował Pan nigdy śpiewać?

P.B.: Jeszcze, nie, ale od teraz zacznę brać to pod uwagę (śmiech). Zawsze musi być ktoś, kto porywa do boju. Nikt nic nie ustalał, nikt nic nie narzucał, to stało się samoistnie. W pierwszej odsłonie Kruka, to basista wiódł prym medialny i sądzę, że gdyby pozostał w zespole, to sytuacje wyglądałaby inaczej. Nie ma to jedna żadnego znaczenia w kontekście tworzenia zespołu. Wystarczy spojrzeć na takie zespoły jak Red Hot Chilli Peppers, gdzie każdy muzyk jest tak samo ważny, a wokalista niekoniecznie jest wysuniętym do przodu liderem. 

Przeczytaj recenzję płyty Kruka - T U T A J

Komentarze: