Przed głównym występem na scenie klubu Studio zaprezentował się zespół The Raven Age, który skutecznie rozgrzał publiczność swoim melodyjnym metalem.
Brytyjska formacja, znana z dynamicznych i dobrze przemyślanych kompozycji, wprowadziła solidną dawkę energii. Choć ich muzyka stylistycznie różni się od tego, co zaprezentowała później Apocalyptica, to fani zareagowali pozytywnie, a utwory The Raven Age spotkały się z entuzjastycznym przyjęciem.
Zespół zagrał zestaw swoich autorskich utworów, prezentując nowoczesne podejście do gatunku, z wyraźnymi wpływami klasycznego heavy metalu i bardziej współczesnych elementów. Dzięki mocnym riffom i dynamicznym partiom wokalnym, The Raven Age skutecznie przygotował publiczność na dalszą część wieczoru.
Natomiast już koncert Apocalyptiki był bardzo solidnym występem, który mógł zadowolić zarówno fanów Metalliki, jak i miłośników symfonicznych brzmień. Fińska formacja, specjalizująca się w interpretacjach metalowych klasyków na wiolonczele, zaprezentowała dobrze przygotowany i przemyślany set, w którym dominowały utwory Metalliki.
Po krótkim intro zespół płynnie przeszedł do „Ride the Lightning”, a później do „Enter Sandman”, które, choć wykonane na wiolonczele, nie traciły energii i siły oryginalnych wersji. Aranżacje Apocalyptiki trzymały się wiernie oryginału, co z pewnością przypadło do gustu fanom Metalliki, choć momentami brakowało mi nowatorskiego podejścia do znanych już wszystkim kompozycji.
Kolejne utwory, takie jak „Creeping Death” czy „For Whom the Bell Tolls”, wypadły poprawnie, choć ciężar tych kompozycji w wersji instrumentalnej nie zawsze miał taki sam impakt jak w oryginale. Niemniej jednak, technika muzyków była bez zarzutu, a energia na scenie wyraźnie udzielała się publiczności.
„Master of Puppets” i „Blackened” były jednymi z bardziej dynamicznych momentów koncertu, gdzie Apocalyptica pokazała, że potrafi oddać złożoność tych utworów bez utraty ich pierwotnej siły. Mimo że niektóre fragmenty mogły wydawać się mniej intensywne niż w wykonaniu ekipy Larsa, interpretacje Apocalyptiki miały swój specyficzny urok, szczególnie dla tych, którzy cenią bardziej stonowane i klasyczne brzmienia.
„Nothing Else Matters” wypadło przewidywalnie, ale jednocześnie było jednym z momentów, które wywołały największe poruszenie wśród publiczności. Z kolei „Seek & Destroy”, zamykające główną część koncertu, dało
fanom jeszcze jedną dawkę energii – zwłaszcza że do wkroczyła też perkusja – a finałowy „One” na bis przyniósł końcową porcję emocji.
Występ można uznać za udany, choć momentami trudno było nie odczuć pewnej powtarzalności w aranżacjach, które mimo technicznej perfekcji nie zawsze wnosiły coś nowego do tych znanych już powszechnie utworów. Jednak dla fanów Mety była to doskonała okazja do usłyszenia swoich ulubionych kompozycji w nieco innej, bardziej klasycznej formie, a miłośnicy symfonicznych brzmień z pewnością docenili kunszt wykonania i precyzję fińskich muzyków.