Po długim okresie wydawniczej posuchy Tomasz Organek wraz ze swoim zespołem postanowił w ostatnim czasie trochę porozpieszczać swych fanów. Najpierw, w lipcu, ukazał się okolicznościowy album „Ocali nas miłość”, stanowiący hołd dla bohaterstwa uczestników powstania warszawskiego. Następnie, na początku listopada – po dokładnie pięciu latach od premiery drugiej pełnoprawnej płyty formacji Ørganek, zatytułowanej „Czarna Madonna”, przyszedł czas na jej kontynuację w postaci krążka „Na razie stoję, na razie patrzę”.
Pięć lat w świecie muzyki to szmat czasu. W pół dekady może zmienić się dosłownie wszystko – pojawiają się nowe postacie, które wyrzucają ze ścisłego topu starych wyjadaczy, zmieniają się trendy na listach przebojów, a artyści kojarzeni dotąd z określonym brzmieniem przechodzą zaskakujące metamorfozy, często pod wpływem swoich własnych doświadczeń, przeżyć i obserwacji. I właśnie to wszystko przydarzyło się Tomkowi Organkowi i jego kolegom. Bo czy mogli oni pozostać obojętni na fakt wtargnięcia na polską scenę muzyczną grona młodych, gniewnych muzyków, takich jak Daria Zawiałow, Dawid Podsiadło czy Krzysztof Zalewski, w umiejętny sposób wykorzystujących elementy różnych gatunków muzyki? Czyż mogli zamknąć oczy na przemiany zachodzące w polskim społeczeństwie, pandemię COVID-19 i jej wpływ na nasze zdrowie – włącznie z psychicznym? Otóż nie! Nie ma więc nic dziwnego w tym, że panowie kojarzeni dotąd przede wszystkim z melodyjnymi utworami z pogranicza rocka i bluesa tym razem serwują nam na wskroś nowoczesną mieszankę rock’n’rolla, post punka i pełnej analogowych dźwięków rodem z lat siedemdziesiątych muzyki elektronicznej, okraszoną dosadnymi, ciętymi tekstami Tomasza Organka.
Drogę prowadzącą do tej ewolucji najlepiej opisał sam Tomek w rozmowie, którą przeprowadziłem z nim na początku tego roku – pozwólcie zatem, że w tym miejscu oddam mu głos:
[…] chciałem, żeby ta płyta była bardziej współczesna – by porzucić ten idiom hipisowski, ten klimat retro, taki vintage rock. Uważam, że zrobiliśmy swoje już w tym zakresie – dwie płyty powstały w takiej stylistyce. To retro się trochę już znudziło na świecie, ale ja je porzuciłem nie z mody, lecz z takiej potrzeby eksploracji i poszukiwania jakiegoś nowego, świeżego brzmienia – takiego, które by nas kręciło. Ja w muzyce szukam ekscytacji – nowych emocji, nowych doznań. A ta nowa muzyka nam sprawia ogromną radość. Inny, być może nawet ważniejszy powód stojący za tą zmianą stylu dotyczy tekstów. Ja chcę pisać o współczesnych sprawach, czego przykładem jest chociażby „Pogo”, i do tych tekstów o zabarwieniu nieco publicystycznym chciałem dopasować odpowiadające im bardzo świeże, nowoczesne brzmienie. Śpiewanie tekstów tego rodzaju do takiej muzyki hipisowskiej mi się jakoś zupełnie kłóci – ta muzyka o zabarwieniu vintage'owym kojarzy mi się bardziej z takim peace & love. Z miłością, tolerancją, różnymi swobodami, czyli z takim światem, którego dzisiaj już nie ma. Dzisiaj ten świat jest zupełnie inny, więc potrzebowałem takiej muzyki, która by dobrze współgrała z tekstami dotyczącymi dzisiejszego świata. I to jest tak naprawdę najważniejszy powód, dla którego ja bardzo chciałem poszukać nowego brzmienia dla naszego zespołu.
Efekty zapowiedzianych przez Tomka poszukiwań słychać już od pierwszych dźwięków otwierającego zestaw tytułowego kawałka „Na razie stoję, na razie patrzę”. Złowieszczo brzmiące syntezatorowe intro buduję atmosferę niepokojącego wyczekiwania, która po chwili przeradza się w istne pandemonium złożone z elektroniki, kąśliwych gitarowych riffów i buntowniczego wokalu frontmana grupy, które współgrają tu zaskakująco dobrze. Podmiot liryczny ironicznie komentuje rzeczywistość, raz po raz nawiązując do świata popkultury („Hasła na tablicach, dym jak Cyberpunk // Sto tysięcy ludzi, może więcej, a Jokera brak” czy „Idę szukać wody jak Tom Hardy w ‘Mad Maxie’”) i zastanawiając się, czy „to rewolucja, czy tylko tańce?”.
Podczas gdy w kolejnym utworze, zatytułowanym „We got no love”, wiodącą rolę odgrywają oparte na ciężkich riffach, typowo „ørgankowe” partie gitarowe i mocna perkusja, w trzecim na liście „Malibu” na czoło wysuwają się klawisze. Szczerze mówiąc, takiego utworu bardziej spodziewałbym się po wspomnianym wcześniej Krzyśku Zalewskim niż po Tomku – jest w nim sporo takiej… podszytej smutkiem, eterycznej beztroski (czy wręcz, mógłbym rzec, wyjebki), do jakiej przyzwyczaił nas właśnie Zalef. Trzeba jednak przyznać, że i Tomasz na tych niekoniecznie znajomych sobie wodach radzi sobie całkiem nieźle – jest w tym utworze coś, co sprawia, że chce się do niego wracać!
Zdecydowanie bardziej w dotychczasowy obraz grupy Ørganek wpisują się dwa kolejne kawałki. Pierwszy z nich, „Walcz” – niewątpliwie jeden z największych hitów obecnego roku – oparty jest na niezwykle wyrazistym, perkusyjnym beacie, wokół którego splatają się syntezatory i gitary. W przypadku tego numeru chyba nawet ważniejsza jest jednak warstwa liryczna – poniekąd stanowi on bowiem spowiedź Tomka dotyczącą jego własnej walki z depresją i zarazem wezwanie do słuchaczy, by poważnie traktowali swoje zdrowie psychiczne. O ludzkiej psychice, ale od nieco innej strony, opowiada także kolejny numer, zatytułowany „Doppelgänger” – w interesujący sposób ukazujący koncepcję złożoności ludzkiego umysłu. Wprawdzie nie do końca kupuję niektóre fragmenty tekstu (przede wszystkim początek drugiej zwrotki z kuriozalnym nawiązaniem do twarzy Denzela Washingtona...), jednak żwawy, charczący riff i energiczny wokal, który momentami zdaje się być stylizowany na sposób śpiewania charakterystyczny dla Grzegorza Ciechowskiego z Republiki, sprawiają, że mimo wszystko z przyjemnością wracam do tego utworu.
Podczas gdy przepełniony nostalgią szósty kawałek „Samoloty” brzmi trochę jak mix twórczości The Neighbourhood, Korteza i warszawskiego zespołu The Car Is On Fire, kolejny utwór „Cały ten fejm”, okraszony niespieszną, bluesową solówką, jawi się jako najbardziej „organkowy” kawałek na całym albumie. Nieco przygnębiającą atmosferę wprowadzoną przez te dwa utwory przełamuje następny numer, „Pogo”. Choć ta znakomita piosenka, zalatująca nieco klimatami prezentowanymi przed laty przez formację Cool Kids Of Death, ukazała się jako singiel już dość dawno, bo w lipcu ubiegłego roku, to wciąż nie straciła na aktualności – z pewnym smutkiem muszę stwierdzić, że z aktualnej perspektywy stanowi nawet bardziej adekwatny komentarz do rzeczywistości, z jaką musimy się mierzyć jako społeczeństwo, niż w dniu, gdy trafiła do sieci.
I właśnie na „Pogo” tracklista płyty „Na razie stoję, na razie patrzę” powinna się zamknąć. O ile jeszcze bowiem dodane w formie bonusów nowe wersje dwóch kawałków z poprzednich albumów Ørganka, „Kate Moss” i „Wiosna”, relatywnie dobrze wpisują się w klimat tego krążka, o tyle zupełnie nie rozumiem sensu zamieszczania na nim dwóch pozostałych, czysto instrumentalnych utworów w postaci remixu „Pogo” autorstwa grupy IDLES i skomponowanego przez samego Tomka kawałka „Invito”. Szczególnie źle w tym kontekście wypada pierwszy z nich – szczerze mówiąc, te pięć i pół minuty to jedna z największych muzycznych tortur, z jakimi miałem do czynienia w ostatnim czasie i jestem przekonany, że większość fanów toruńskiej formacji podziela te odczucia. Zresztą, z oryginalną kompozycją ma ta brytyjska przeróbka niewiele wspólnego – mimo kilku podjętych prób (doceńcie, naprawdę się starałem!) nie udało mi się wyłapać większego podobieństwa między oboma utworami. Trudno mi zgadywać, czym kierowali się twórcy albumu, umieszczając na nim te dwie instrumentalne produkcje – być może, wydając ledwie kilka miesięcy wcześniej wspomniany we wstępie okolicznościowy krążek „Ocali nas miłość”, panowie zwyczajnie wyprztykali się ze świeżych pomysłów, które dałoby się przekuć w bardziej „ørgankowe” brzmienia?
Niezależnie od przyczyn, które doprowadziły do tej sytuacji, obecność w zestawie tych dwóch pozycji nie powinna, mimo wszystko, zaburzać całościowej oceny tego krążka – chociaż stanowią one przerywnik totalnie niepotrzebny i groteskowy, to jednak jest to przerywnik umieszczony w cokolwiek spójnym, naprawdę zacnym materiale. Pełne społecznego zaangażowania i osobistych odniesień przejmujące teksty, dobrze wyprodukowane, charakterystyczne dla zespołu Ørganek wyraziste melodie oraz zaskakująco dobrze funkcjonujące połączenia rocka i elektroniki sprawiają, że „Na razie stoję, na razie patrzę” w ogólnym rozrachunku jest płytą, której słuchanie z całą pewnością może przynieść sporo przyjemności – i to zarówno wieloletnim fanom grupy, jak i miłośnikom dźwięków królujących obecnie na polskiej scenie muzycznej. Czy jednak w tym miejscu kończą się poszukiwania właściwego brzmienia, o których mówił mi Tomek? Śmiem wątpić – i już nie mogę się doczekać, by przekonać się, w którą stronę podąży teraz. Mam tylko nadzieję, że nie przyjdzie mi na to czekać kolejne pięć lat!
Ørganek – „Na razie stoję, na razie patrzę”
Premiera: 5 listopada 2021
Wydawca: Mystic Production
Tracklista:
1. Na razie stoję, na razie patrzę
2. We got no love
3. Malibu
4. Walcz
5. Doppelgänger
6. Samoloty
7. Cały ten fejm
8. Pogo
9. Pogo (IDLES remix)
10. Invito
11. Kate Mo2s // Rework
12. Wio2na // Rework