Jedną z wielu przewrotności, jakie przyniósł nam rok 2020, jest odrodzenie muzyki disco w czasie, kiedy zwykłe wyjście do klubu stało się dla większości ludzi nieosiągalnym marzeniem. Na przestrzeni ostatnich 12 miesięcy dyskotekowe brzmienia pojawiły się na płytach wielu artystów, na czele z takimi gwiazdami popu, jak The Weeknd, Róisín Murphy, Jessie Ware, Dua Lipa czy Lady Gaga. Nic zatem dziwnego, że po krótkim flircie z country, w jaki wdała się na wydanym w 2018 roku albumie „Golden”, do nurtu disco postanowiła powrócić także prawdziwa królowa tego gatunku – Kylie Minogue.
Wydany w listopadzie piętnasty studyjny krążek Kylie, zatytułowany po prostu „Disco”, od pierwszych nut przenosi nas do czasów, w których królowały lustrzane kule, a każdy z zamieszczonym na nim utworów może z łatwością stać się istnym hymnem parkietów na całym świecie. Trudno jest nawet wskazać najciekawsze fragmenty tego materiału, ponieważ większość z piosenek ma dość podobne brzmienie i struktury, co sprawia, że krążek wydaje się bardzo jednorodny – i, o dziwo, w tym przypadku nie powinno być to odbierane jako zarzut.
Liczne utwory, na czele z numerami „Magic”, „Last Chance” i „I Love It”, balansują między retro a nowoczesnością, zapożyczając ile tylko się da z brzmień wywodzących się z przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, przekształcając wszakże klasyczne elementy w świeży, lśniący trance pop. Z kolei piosenki takie jak „Monday Blues”, „Miss A Thing” czy „Where Does The DJ Go?” nawiązują do brzmienia spod znaku bubblegum popu, które na początku XXI wieku pozwoliło Kylie zdominować międzynarodowe listy przebojów dzięki serii hitów pochodzących z albumów „Light Years” i „Fever”. W pamięci zapada też podszyty pulsującą linią basu, nieco absurdalny i przesiąknięty dekadencją numer „Dance Floor Darling”, a także zamykający podstawową tracklistę (wersja deluxe zawiera cztery dodatkowe pozycje) i nieco wyłamujący się z brzmieniowego schematu, spokojniejszy od reszty kawałek „Celebrate You”.
Bodaj najbardziej wyróżniającym się numerem w tym zestawie jest jednak utwór wybrany na pierwszy singiel z tej płyty, zatytułowany „Say Something”. Z subtelnymi ukłonami w stronę hitu grupy Queen „Radio Gaga”, to podnosząca na duchu piosenka mocno odwołująca się do szalonych czasów, w których obecnie żyjemy. „We’re a million miles apart in a thousand ways, baby, you can light up the dark like a solar scape” („Choć jesteśmy milion mil od siebie na tysiące sposobów, skarbie, możesz rozświetlić ciemność niczym słońce”) – śpiewa Minogue, a wirujące w tle syntezatory zdają się przenosić nas do lepszych czasów, w których mogliśmy cieszyć się beztroską zabawą w gronie przyjaciół.
Jak większość z nas, Kylie brzmi na tym albumie, jakby tęskniła za szczęśliwszymi czasami – ale zamiast wypuścić kolejną kolekcję największych hitów, zaserwowała nam nowy materiał, który, choć mocno osadzony w klimatach retro, zdaje się jednocześnie bardzo świeży. Bodaj najlepszy krążek, jaki przydarzył się australijskiej divie w minionej dekadzie, choć wypełniony tęsknotą, przynosi również spory ładunek optymizmu na przyszłość. Śmiało można powiedzieć, że w roku, w którym sama idea dyskoteki wydaje się odległą fantazją, gwiazda z krainy kangurów dała nam wszystkim okazję, by choć na chwilę uciec myślami od wszystkich stresów i smutków ostatnich miesięcy. Możecie nie być w stanie dostać się teraz na parkiet, ale załóżcie buty do tańca i pokręćcie się po przedpokoju, aby choć na chwilę dołączyć do Kylie na imprezie, na którą zaprosiła dosłownie cały świat. Zobaczycie, że od razu poczujecie się lepiej!
Kylie Minogue – „Disco”
Premiera: 6 listopada 2020
Wydawca: BMG
Dystrybucja w Polsce: Dream Music
Tracklista:
1. Magic
2. Miss a Thing
3. Real Groove
4. Monday Blues
5. Supernova
6. Say Something
7. Last Chance
8. I Love It
9. Where Does the DJ Go?
10. Dance Floor Darling
11. Unstoppable
12. Celebrate You
Bonusy z wersji deluxe:
13. Till You Love Somebody
14. Hey Lonely
15. Fine Wine
16. Spotlight