Zdawałoby się, że na tę płytę nie czekał prawie nikt – a jednak, gdy już została wydana, okazało się, iż była wyczekiwana może nie przez wszystkich, ale z pewnością przez dużo większe grono osób, niż byłoby w stanie się do tego przyznać jeszcze na chwilę przed jej premierą. O jaki krążek chodzi? Otóż o „10 lat samotności” Budki Suflera i Felicjana Andrzejczaka.
Ten album przynajmniej z kilku powodów można uznać za szczególny. Po pierwsze, chociaż losy Budki i Felicjana Andrzejczaka splecione są od niemal czterech dekad i wypełnione wspólnymi sukcesami – na czele z nieśmiertelnymi przebojami „Jolka, Jolka pamiętasz”, „Czas ołowiu” i „Piąty bieg” – to jednak do tej pory jakimś cudem nie udało im się nagrać razem pełnego albumu. Po drugie, krążek jest jednym wielkim hołdem dla zmarłego w lutym lidera lubelskiej formacji, Romualda Lipki, którego pożegnaliśmy po długiej walce z nowotworem w lutym tego roku – wszystkie zawarte na nim kompozycje są właśnie autorstwa Romka i mimo że zostały dokończone już po jego śmierci, to czuć, że unosi się nad nimi duch jednego z najwybitniejszych twórców w historii polskiej muzyki rozrywkowej. Po trzecie – okazało się, że niekoniecznie rację mają ci, którzy twierdzą, iż Budka Suflera skończyła się na pożegnalnej trasie w 2014 roku, a wszystko to, co nastąpiło po niej, to odgrzewany kotlet, który należałoby wyrzucić do kosza.
Nie jest oczywiście tak, że wszystko, co związane z płytą „10 lat samotności” zostało zrobione idealnie. Szczerze mówiąc, nie rozumiem, czemu płyta została wydana pod szyldem „Budka Suflera & Felicjan Andrzejczak”, nie zaś po prostu „Budka Suflera” – i to pomimo faktu, że poprzez uczynienie go głównym wokalistą na niniejszym albumie zespół niejako przyznał, że powierzenie komu innemu roli frontmana podczas ubiegłorocznej reaktywacji grupy było sporym błędem. Zastanawiam się też, jaki zakład musieli przegrać członkowie zespołu, że zgodzili się na właśnie na tę okładkę, którą ostatecznie opatrzyli swoje najnowsze wydawnictwo – przepraszam, ale zawarta na niej grafika wygląda, jakby wyciągnięta została z odkopanego na dawno nieodwiedzanym strychu archiwum pochodzącego jeszcze z początków lat osiemdziesiątych, a napisy zostały na nią nałożone w programie Paint (i to wcale niekoniecznie w jego najnowszej wersji…). Jednak, na całe szczęście, płyta broni się tym, co najważniejsze – swą czysto muzyczną zawartością.
Zestaw otwiera tytułowa piosenka „10 lat samotności” – choć początkowo mnie nie przekonywała, to po jakimś czasie wkręciła mi się na tyle mocno, że nawet na pewien czas wylądowała na liście numerów, przez które dotknął mnie słynny „symbol zapętlenia jednego utworu”. Fajny vibe w stylu starej, dobrej Budki, dyskretne, lecz klimatyczne gitary, ciekawy tekst (z cokolwiek kuriozalną wstawką o… Taco Hemingwayu) autorstwa samego Zbigniewa Hołdysa – ale nade wszystko on, Felicjan, którego głos, mimo siedemdziesiątki na karku, nadal ma w sobie potężną moc.
Podobać się mogą także bardziej dynamiczne utwory – „Maski”, „Powrotów nie ma już” czy „Ślepy traf”. Szczególne wrażenie robi pierwszy z wymienionych numerów, charakteryzujący się naprawdę przebojowym tekstem (tym razem brawa należą się perkusiście grupy – Tomaszowi Zeliszewskiemu) i energicznymi partiami gitarowymi, które bardziej niż do Budki Suflera pasowałyby do twórczości zespołu IRA. Ciekawi mnie, który z gitarzystów, Piotr Bogutyn czy Dariusz Bafełtowski (a może wszechstronny basista Mietek Jurecki?) odpowiada za te riffy, bo są naprawdę zacne!
Jest też kilka lżejszych kawałków – jak choćby „Ziemia jest płaska”, w którym panowie z Budki dworują sobie ze zwolenników wszelakich teorii spiskowych, zabierając nas w podróż po pełnej absurdów krainie rodem z książek Terry’ego Pratchetta. Nie wiedziałem, że ze Zbigniewa Hołdysa, który na potrzeby tej piosenki raz jeszcze użyczył kolegom swego pióra, taki fan fantasy! Panie Zbyszku – chapeau bas za ten numer! Lubię też kawałek „Czego ty od życia chcesz” – krótkie intro zagrane na… kościelnych organach przechodzi nagle w chilloutową melodię rodem niemalże z jamajskich przedmieść. Zazwyczaj romanse polskich muzyków z jakimikolwiek elementami reggae uważam za abominację, ale muszę przyznać, że w tym przypadku efekt jest całkiem zacny. Niespecjalnie przypadły mi za to do gustu „Odwołany lot” i „Zdolna jesteś to wiesz” – w przypadku pierwszego z nich mam wrażenie, że zespół zbytnio poszalał z eksperymentami z brzmieniem, w przypadku zaś drugiego czuję się trochę, jakbym słuchał odrzutu z płyty Krzysztofa Krawczyka. Nie, żeby była to jakaś straszna zbrodnia – po prostu ta stylistyka nie do końca pasuje mi do Budki Suflera.
Co było do przewidzenia, nie brakuje na tym krążku także ballad. W tej kategorii moimi faworytami są „Lubię patrzeć kiedy śpisz” z kolejnymi świetnymi wersami Zeliszewskiego i „Nowa podróż”, okraszona słowami autorstwa Bogdana Olewicza (znawcy polskiego rocka na pewno kojarzą go z wieloletniej współpracy z Perfectem). Całkiem nieźle brzmią też „Niebo co dzień” (pierwszy singiel z płyty, na którym cieniem położył się konflikt z tenorem Markiem Torzewskim o prawa autorskie) oraz „Droga”, z której najmocniej zapadają w pamięć pełne emocji przejścia między zwrotkami a refrenem z kolejnymi wokalnymi popisami Felka Andrzejczaka.
Tracklistę zamyka skłaniający do refleksji, poruszający utwór „To dobry moment”, którego słowa, napisane przez jeszcze jednego mistrza rodzimego tekściarstwa – Jacka Cygana, ewidentnie zadedykowane są Romkowi Lipce. Czy dało się było piękniej pożegnać zmarłego przyjaciela, niż taką piosenką? Szczerze mówiąc, wątpię!
Przyznam się, że długo nastawiony byłem do tej pomysłu wydania tej płyty dosyć sceptycznie. Trochę obawiałem się, że pod nieobecność swojego lidera – i to nawet mimo założenia, iż materiał będzie oparty wyłącznie na pozostawionych przez niego kompozycjach – Budka Suflera może nagrać krążek nieco… pastiszowy. Tymczasem okazało się, że wbrew wszelkim przeciwnościom losu i na przekór niedowiarkom, album „10 lat samotności” okazał się dziełem całkiem zacnym. Z kilkoma drobnymi potknięciami, których być może można było uniknąć, z paroma nie do końca wykorzystanymi szansami – bo wydaje mi się, że możliwości Felicjana Andrzejczaka w paru miejscach można było wykorzystać nieco lepiej – ale w ogólnym rozrachunku to krążek o wiele lepszy, niż ktokolwiek, na czele z niżej podpisanym, mógłby się spodziewać. Co tu dużo mówić: lubię się czasem w taki sposób pomylić!
Budka Suflera & Felicjan Andrzejczak – „10 lat samotności”
Premiera: 20 listopada 2020
Wydawca: Wydawnictwo Agora
Tracklista:
1. 10 lat samotności
2. Maski
3. Lubię patrzeć kiedy śpisz
4. Ziemia jest płaska
5. Powrotów nie ma już
6. Nowa podróż
7. Odwołany lot
8. Niebo co dzień
9. Zdolna jesteś to wiesz
10. Droga
11. Ślepy traf
12. Czego ty od życia chcesz
13. To dobry moment