Nasza recenzja

Titans Of Creation

To była trudna wiosna dla członków thrashmetalowej grupy Testament. Wprawdzie zespół zdołał tuż przed związanym z pandemią zamknięciem granic wrócić do Kalifornii po zakończeniu europejskiej trasy na początku marca – tylko po to jednak, by już na miejscu odkryć, że część ekipy, w tym frontman Chuck Billy i jego żona Tiffany, przywiozła do domu koronawirusa. Choć wszyscy dość szybko poradzili sobie z chorobą, to jednak premierze najnowszego studyjnego albumu Testamentu, „Titans Of Creation”, nie towarzyszyła tak radosna atmosfera, na jaką można było liczyć jeszcze kilka tygodni wcześniej.

Tym, na co pandemia na szczęście nie miała najmniejszego wpływu, jest zawarta na tym krążku muzyka – ale czy może to być zaskoczeniem dla kogokolwiek, kto choć w niewielkim stopniu poznał wcześniejsze dokonania muzyków Testamentu? Podobnie jak dwanaście poprzednich płyt legend z Bay Area, „Titans Of Creation” to po prostu godzinna dawka porządnego thrash metalu, podana przez kwintet od dawna uznawany (wymiennie z Exodusem i Overkillem) za nieoficjalnego piątego członka „Wielkiej Czwórki” tego gatunku.

Krążek zaczyna się dokładnie tak, jak można się było spodziewać: zespół od razu wjeżdża na najwyższe obroty, bez marnowania czasu na rozbudowany wstęp, stawiając słuchacza na nogi chwytliwym thrashowym hymnem „Children Of The Next Level”. Chuck Billy od pierwszych sekund warczy do mikrofonu w charakterystycznym dla siebie stylu, a Alex Skolnick i Eric Peterson wykorzystują każdą możliwą okazję, by pochwalić się swym mistrzostwem w dziedzinie shreddingu. Niezmordowana sekcja rytmiczna w osobach perkusisty Gene'a Hoglana i basisty Steve'a DiGiorgio jeszcze bardziej podkręca tempo w kolejnym kawałku, zatytułowanym „WWWIII”, w którym Skolnick popisuje się kolejną szaloną solówką.

Zespół nie daje słuchaczom ani chwili wytchnienia, płynnie przechodząc do następnego szybkiego numeru, zatytułowanego „Dream Deceiver”, którego refren przywodzi na myśl stary hit Scorpionsów, „He's A Woman, She's A Man”. Zwiastunem odmiany od szalonego tempa narzuconego w trzech pierwszych kawałkach jest utwór „Night Of The Witch”, który w warstwie tekstowej nawiązuje do horroru „The Witch”. Ten numer wyróżnia się mroczną atmosferą, nakręconą przez iście blackmetalowy wokal Erica Petersona, który dzieli tutaj mikrofon z warczącym jak zwykle Chuckiem.

W środkowej części albumu zespół nieco zwalnia i robi się nastrojowo – oczywiście, na tyle, na ile jest to możliwe w przypadku Testamentu. Jaka jest ta nastrojowość świetnie pokazuje „City Of Angels” – ciężka metalowa piosenka o seryjnym zabójcy Richardzie Ramirezie. Następny numer, „Ishtar's Gate”, nawiązujący do historii starożytnego Babilonu, zaczyna się od kolejnego złowieszczego wstępu do basu DiGiorgio – jednak we właściwym momencie wodze przejmuje Skolnick, któremu wyszło w tym utworze bodaj najbardziej wirtuozerskie solo tego albumu. To właśnie Alex jest autorem kolejnego kawałka, „Symptoms”, poruszającego trudny temat chorób psychicznych. Z kolei w „False Prophet”, płynnie balansującym od wściekłego thrashu do ciężkiego groove’u, pojawia się ostrzeżenie, by unikać tych, którzy jedną ręką ofiarują zbawienie, podczas gdy druga przyjmuje pieniądze.

Melodie ponownie nabierają tempa w końcowej, trzeciej części albumu, składającej się z czterech szybkich numerów. W dziewiątym kawałku, zatytułowanym „Healers”, Chuck Billy zagłębia się w swoje indiańskie dziedzictwo, opowiadając o połączeniu z Matką Ziemią. W kolejnych dwóch utworach ponownie udajemy się do starożytności. Najpierw w wypełnionym basowymi popisami Steve’a DiGiorgio „Code of Hammurabi” raz jeszcze odwiedzamy Babilonię, by następnie z zawrotną prędkością zanurzyć się w egipską mitologię w numerze „Curse Of Osiris”, gdzie złowieszczy wokal Petersona raz jeszcze doskonale uzupełnia szorstki krzyk Chucka Billy'ego. Wreszcie, instrumentalny „Catacombs” zamyka album mieszanką chóralnych zaśpiewów z riffami wyciągniętymi z zakurzonych archiwów zespołu, szczególnie mocno nawiązując do płyty „Low” z 1994 roku oraz o pięć lat młodszej „The Gathering”.

Najnowszy krążek Testamentu jest bez wątpienia kolejną mocną pozycją w jego dyskografii. Chociaż „Titans Of Creation” jest albumem mocno osadzonym w dotychczasowym dorobku grupy, to jednocześnie brzmi bardzo świeżo. Zespół udowadnia, że nawet po trzech dekadach na scenie wciąż można się rozwijać – co tyczy się zarówno zespołu, jak i jego poszczególnych członków, którzy dostali tutaj wyjątkowo dużo miejsca na indywidualne popisy, nie odwracające wszakże uwagi od całości obrazu. Zespół w typowy dla siebie sposób łączy dzikość z elegancją, konfrontując thrashową moc z niezwykłą dla tego gatunku misternością kompozycji – udowadniając tym samym, że wciąż są prawdziwymi tytanami w metalowym panteonie.

Testament – „Titans Of Creation”
Premiera: 3 kwietnia 2020
Wydawca: Nuclear Blast

Dystrybucja w Polsce: Mystic Production

Tracklista:
1. Children Of The Next Level
2. WWIII
3. Dream Deceiver
4. Night Of The Witch
5. City Of Angels
6. Ishtar’s Gate
7. Symptoms
8. False Prophet
9. The Healers
10. Code Of Hammurabi
11. Curse Of Osiris
12. Catacombs

Komentarze: