Pearl Jam to koncertowy zwierz. Zespół, który rozwój swojej kariery postawił na pełne energii koncerty – trwające nawet do 3 godzin – i będące przeglądem bogatej dyskografii zespołu. Grupa przetrwała lata 90 bez rozpadu, nawet gdy inne grunge’owe kapele odchodziły w cień lub przestawały istnieć. Wraz z odejściem od stylistyki grunge, w okolicach 1996 roku, Pearl Jam otworzył się na wpływy muzyki alternatywnej, art rocka i folku, otrzymaliśmy klasyczne już płyty takie jak No Code albo Binaural. Jednocześnie zespół coraz rzadziej gościł w studiu nagraniowym, skupiając się bardziej na fanach i koncertowaniu.
By nie pozostać gołosłownym: Pearl Jam co wieczór gra inny zestaw utworów i nigdy nie trafiły się dwa takie same koncerty. Sławni stali się także dzięki wydawaniu serii bootlegów będących rejestracją koncertów (w 2000 roku wydali oficjalnie ponad 70 takich krążków, w tym dwa zapisy z Katowic). We wrześniu 2017 roku na sklepowe półki trafiła jednak płyta koncertowa pt. Let’s Play Two. Nie jest to zapis całości wydarzenia, a wybór 17 utworów spośród zagranych podczas dwóch koncertów na stadionie Wrigley (stadion drużyny Cubs w Chicago), będących częścią trasy po Północnej Ameryce w 2016 roku.
Let’s Play Two towarzyszy filmowi koncertowemu, który w Polsce będzie miał swoją premierę 4 października w Multikinach w całym kraju. Film (w reżyserii przyjaciela zespołu Danny’ego Clincha), opisywany jako laurka od Pearl Jam dla zespołu baseballowego Cubs, wpisuje się w stylistykę tej kapeli, która to korzystając z okazji robi wszystko po swojemu. Zamiast standardowego zapisu wideo otrzymamy tzw. rockumentary – dokument o zespole, ukazany pod kątem miłości wokalisty Eddiego Veddera do baseballu. Cóż, cały Pearl Jam – zawsze pod prąd!
Zgodnie z polityką zespołu krążek wydany został w wersji CD oraz podwójnego LP (muzycy Pearl Jam znani są z miłości do winylowych krążków, ich trzeci album Vitalogy z 1994 roku ukazał się na winylu dwa tygodnie wcześniej niż na kompakcie). Wydawnictwu towarzyszy niezwykle starannie wydana książeczka zawierająca przegląd zdjęć z koncertów. Należy przyznać, że digipack prezentuje się niezwykle atrakcyjnie i doskonale prezentuje się na półce. Jest to jednak wizytówka zespołu – w podobnym tonie wydano ich ostatni album, czyli Lightning Bolt.
Pora jednak przejść do dania głównego: muzyki. Jak przygotowano tracklistę albumu? Cóż, w bardzo podobny sposób jak setlisty koncertowe Pearl Jam. Słuchając Let’s Play Two ma się wrażenie uczestniczenia w prawdziwym koncercie, nawet można domyślić się kiedy zespół przechodzi do grania bisów. Skupiono się na materiale w pierwszych dziesięciu lat istnienia zespołu, a z jego najnowszych historii zaprezentowano „Lightning Bolt”, czyli tytułowy utwór z krążka wydanego w 2013 roku oraz, ku mojej radości, „Inside Job” z albumu zatytułowanego po prostu Pearl Jam (2006 r.), utwór będący jednym z moich ulubionych. Utwór zapowiada Steve Gleason, były gracz w football , który jest chory na stwardnienie zanikowe boczne. Podobnie jak podczas koncertów, swoją reprezentację ma też zestaw coverów: epicka wersja „Crazy Mary” z repertuaru Victorii Williams oraz „I’ve Got A Feeling” Beatlesów (utwór ten pojawił się również jako bonus na europejskich wydaniu pierwszego krążka Pearl Jam – Ten), a także nieoficjalny hymn Cubs – „All The Way” – napisany przez samego Veddera.
Krążek rozpoczyna ballada „Low Light”, rzadko grany utwór pochodzący z albumu Yield. Następie przechodzimy do jednego z Pearl Jamowych klasyków: „Better man” – wersja na płycie jest krótsza niż to do czego w tym utworze przyzwyczaił nas zespół, ale weźmy pod uwagę, że wydawnictwo zaprezentowane jest na 1 cd. Gitarzyści, Mike McCready i Stone Gossard, nie dają chwili wytchnienia, a Matt Cameron, znany też z Soundgarden, na perkusji odpowiednio dawkuje nam charakterystyczne dla siebie galopady. Starszych fanów ucieszy spora reprezentacja na krążku albumu Ten – mamy więc poruszające „Release”, popis Jeffa Amenta na basie, czyli kultowe „Jeremy” oraz hymnowe „Alive”, które zaśpiewane przez kilkadziesiąt tysięcy gardeł nabiera całkowicie innego wydźwięku niż na albumowym odpowiedniku. „Black” to inna kwestia – najpiękniejsza ballada lat 90 ciągle wzbudza prawdziwe uczucia, a dodany na samym końcu wers „We belong together” jest niezwykle wymowny:
„Kochamy was” zdaje się mówić Pearl Jam do swoich fanów. Cieszą też smaczki, w rzadko granym „Black, Red, Yellow” usłyszymy Dennisa Rodmana, przyjaciela zespołu, który owej nocy pojawił się na scenie, „Corduroy” i „Go” nie pozwalają ustać w miejscu, a „Last Exit” brzmi tak dobrze jak na krążku. Osobiście żałuję, że zespół nie załączył do zestawu mojego ulubionego utworu – „State of Love and Trust” – aczkolwiek zebrane utwory spełniają swoje zadanie.
Let’s Play Two to dla fanów pozycja obowiązkowa, chociaż znając ich wiem, że nie przepuszczą żadnego wydawnictwa spod znaku PJ. Dla osób chcących poznać zespół lepiej albo doświadczyć koncertowych odczuć będzie to niezwykle miła niespodzianka. Wokale Veddera brzmią jak dawniej, to dalej mocny baryton, przestery może gdzieś się zagubiły, ale nie zapominajmy, że Pearl Jam to już nie zespół grający po małych klubach, a prawdziwa instytucja wypełniająca stadiony. Na sam koniec, zarówno Wam jak i mnie, pozostaje życzyć, aby zespół odwiedził w przyszłym roku Polskę. Ich koncerty to przeżycie!
Tracklista:
1. Low Light
2. Better Man
3. Elderly Woman Behind The Counter In A Small Town
4. Last Exit
5. Lightning Bolt
6. Black Red Yellow
7. Black
8. Corduroy
9. Given To Fly
10. Jeremy
11. Inside Job
12. Go
13. Crazy Mary
14. Release
15. Alive
16. All The Way
17. I’ve Got A Feeling